Kiedy Mina oczekiwała narzeczonego w dniach umówionych, wtedy zwykle czekała na ławce, gdzie ją pierwszy raz Salvator ujrzał; lecz nie był to dzień umówiony!...
Salvator pobiegł do zamku. Generał z Justynem poszli razem.
Roland z głuchem mruczeniem zwracał ciągle do miejsca, gdzie był trup dziecka zakopany.
Przyszli tak nad brzeg stawu. Z tamtąd można było widzieć wszystkie okna i fasadę pałacu.
Salvator nastawił uszu: zdawało mu się słyszeć głos Justyna wołający Miny z zupełnie przeciwnej strony.
— Nieostrożny! myślał. Prawda, że nie wie... Zaczął biedz w stronę głosu, mówiąc swoim towarzyszom: Wracajcie tam, zkąd idziemy i, cokolwiek nastąpi, nie ruszajcie się z miejsca póki nie zawołam.
Salvator z Rolandem okrążyli staw, kryjąc się pod drzewami.
Człowiek i pies wbiegli w aleję poprzeczną, w chwili gdy Mina i Justyn rzucali się sobie w objęcia na powitanie. Mina podniosła oczy i spostrzegła generała.
— Nie bój się drogie dziecię, rzekł Justyn; to przyjaciel.
W tej chwili ukazał] się z drugiej strony Salvator z Rolandem.
— Baczność! wołał; nie mamy ani chwili do stracenia.
— Co się stało? zapytała Mina trochę przerażona.
— Stało się, droga Mino, że cię porywamy.
— Mina?... szepnął generał. To imię mojej córki?
— Cisza i pospiech, rzekł Salvator. Opowiecie sobie wszystko w powozie. Dwa dni i dwie noce będziecie mieli czasu!
I z pomocą Justyna pociągnął dziewczę do parkanu.
— Wchodź na mur Justynie! rzekł.
— A co będzie z Miną? zapytał Justyn.
— Wchodź mówię ci, nie ma i minuty do stracenia, mówił Salvator.
Justyn posłuchał.
— Bądź zdrów, panie Salvatorze! bądź zdrów przyjacielu! szeptała młoda dziewczyna podając mu czoło do pocałunku.
— Bądź zdrowa siostrzyczko! rzekł Salvator.
I przyłożył usta do białego czoła Miny.
— A mnie pocałunek, dziecko kochane! rzekł generał.
Usta generała spoczęły na tem samem miejscu, gdzie
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1215
Ta strona została przepisana.