z tymże samym spokojem, a związać mu ręce i nogi sznurem, który macie w kieszeni.
Toussaint-Louverture dobył chustkę z kieszeni, a Jan Byk sznur.
Podczas tej operacji, Jan Byk zmuszony był puścić rękę hrabiego, który skorzystał z chwili i uskoczył w bok, wołając:
— Na pomoc! Ale naprzeciw siebie zastał generała, dotąd niemego i nieruchomego.
— Panie, rzekł generał mierząc pistoletem w czoło Loredana, daję ci słowo honoru, że jeśli krokiem ruszysz się, jeśli wydasz najmniejszy okrzyk, strzelę ci w łeb, jak psu wściekłemu.
— Więc odezwał się Loredan, mam do czynienia z rozbójnikami?
— Nie, to pan używasz rozbójników do swych robót, a my jesteśmy uczciwi ludzie, i przysięgliśmy wydobyć z rąk twoich dziewicę, którąś podle uprowadził. A dając znak murzynowi i Janowi Bykowi: Dalej! chustkę i sznury! rzekł. Tylko kładźcie chustkę tak, ażeby się więzień nie udusił, a sznury ściągajcie tak tylko, ażeby nie mógł używać ani rąk, ani nóg. Ja wrócę za chwilę. Czy potrzebujesz pan mnie? zapytał generał Salvatora.
— Nie, pozostań pan i miej nadzór.
Generał skinął głową Salvator znikł.
Z przedziwną zręcznością Toussaint-Louverture zakładał hrabiemu chustkę na usta, gdy tymczasem Jan Byk wiązał go od stóp do głów i końce sznurów łączył z węzłem chustki.
Pan Lebastard de Premont spoglądał na to z rękami założonemi.
Po dziesięciu minutach, dało się słyszeć stąpanie konia przygłuszone wysokiemi trawami i ukazał się Salvator, trzymając ręką konia hrabiego, drugą kleszcze żelazne.
— Robota skończona, rzekł Jan Byk, i dobrze panie, ręczę za to!
— Nie wątpię, Janie, odrzekł Salvator. Teraz, póki my nie usadzimy tego pana na koniu, weź te kleszcze i otwórz kratę.
Zdjęto koniowi tręzlę i umocowano nią hrabiego.
— A teraz w drogę! rzekł Salvator.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1218
Ta strona została przepisana.