— O! panie, krzyknęła przerażona wiedźma.
— Jedna dziewczyna opuszczona, przez omyłkę zaprowadzona w miejsce haniebne, gdzie i twoja córka znajdowała się już ale nie przez pomyłkę, dziewczyna ta prześladowana, denuncjowana, zniesławiona przez ciebie, nie mogła przeżyć tego i rzuciła się do Sekwany!
— Panie komisarzu, upewniam pana... przysięgam...
— Przypomnij sobie Atenais, rzekł rozkazująco Salvator, a przestań kłamać i przysięgać! Przypominamy sobie, że Atenais, to imię, które nosiła córka trębacza Ponroy, wprzód nim Salvator przezwał ją Fragolą.
Jeżeli przenikniemy kiedy głębiej w tajemnice życia Salvatora, znajdziemy tam zapewne ślady tego wypadku, o którym napomknął mniemany komisarz policji.
Stara pochyliła czoło, jak gdyby skała Syzyfa spadła jej na głowę.
— Teraz odpowiadaj, rzekł Salvator, na zapytania, jakie ci będę zadawał.
— Panie komisarzu...
— Odpowiadaj, albo zawołam dwóch ludzi i każę cię zaprowadzić do więzienia.
— Odpowiadam, odpowiadam, panie komisarzu.
— Od jak dawna tu jesteś?
— Od niedzieli zapustnej.
— Kiedy dziewica porwana przez pana de Valgeneuse przybyła tu?
— W nocy z ostatniego wtorku na środę popielcową.
— Czy od czasu jak dziewica ta przybyła do zamku, pan de Valgeneuse pozwalał jej wychodzić?
— Nigdy.
— Jakiego gwałtu użył, ażeby nie wychodziła?
— Zagroził, iż oskarży jej narzeczonego i odda go na galery.
— Jak się nazywa ten narzeczony?
— Pan Justyn Corby.
— Ile ci płacił pan de Valgeneuse za dozorowanie?
— Panie komisarzu...
— Ile ci płacił? powtórzył Salvator tonem rozkazującym.
— Pięćset franków.
Salvator spojrzał naokoło, i spotrzegł sprzęt podobny
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1228
Ta strona została przepisana.