Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/123

Ta strona została przepisana.

oto czekałem na pana i dobrze zrobiłem... I cóż, nie bierze pan chustki?
— Biorę, biorę, mój chłopczyku, rzekł Justyn, masz oto za fatygę.
I dał dziesięć su chłopcu.
— Ho, ho! biała sztuka, zawołał chłopak, zmienię ją; stara zabrałaby mi ją całą, a tak to z dziesięciu su dam jej pięć a pięć wezmę dla siebie.
Postąpił kilka kroków, kiedy tymczasem Justyn zamyślony kładł klucz do zamku; ale niebawem chłopiec wrobił.
— Proszę pana, rzekł pociągając go za surdut.
— A co?
— Jeżeli pan chce wiedzieć, czy ona pana kocha...
— Kto?
— Pańska kochanka.
— Więc co?
— To niech pan przyjdzie do starej na ulicę Triperet,. Nr. 11. A choćbyś pan zapomniał numeru, to znają ja na całej ulicy; zapytaj pan tylko o Brocantę, każdy pokaże jej mieszkanie. Położy panu wielką kabałę za dwadzieścia su.
Ale Justyn nie słuchał i zamknął drzwi przed nosem chłopca, który poszedł do sklepu zmienić pieniądz na dziesięć su, a raczej na dziewięć i pół, gdyż zapewne jako ażio, kupił sobie za pół su świętojańskiego chleba. Potem cwałem puścił się drogą ku ulicy Triperet.
Justyn zaś, zamiast iść do kobiet i zakończyć wieczór w kółku rodzinnem, powrócił do siebie, zamknął się, rzucił na fotel i siedział w nim nieruchomy, zdjęty smutnemi przeczuciami. Miłość jego już doń nie należała, tajemnicę jego znali wszyscy. On, dla przedmieścia św. Jakóba, był kochankiem panienki.

XXIII.
Moskity.

Jest w Indjach, a szczególniej w Korrahu, owad nieczysty, rodzaj muchy, zwany moskit, którego ukąszenie bardzo jest niebezpieczne; nie poprzestaje on na wysysaniu krwi, jak komar, lub na ukłuciu żądłem, jak osa, ale