Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1237

Ta strona została przepisana.

— Po wszystkiem, odpowiedział Murzyn. I zwracając się do Loredana: Kłaniam towarzystwu! rzekł. Potem znowu obracając się do Jana Byka: Dlaczego on taki zmoczony? zapytał.
— O! nie mów mi o tem, odpowiedział Jan Byk zżymając ramionami, od twego odjazdu nicem nie robił tylko nakrapiałem tego szlachcica.
— Co ty mówisz? zapytał Toussaint.
— Mówię, że temu paniczowi zrobiło się słabo, dodał Jan Byk z pogardą.
— Zrobiło się słabo? powtórzył Murzyn w tym samym tonie.
— Rzeczywiście.
— I na chwałę jakiegoż to świętego?
— Pod pozorem głupiego knebla z chustki, któryśmy włożyli mu w gębę.
— To nie do uwierzenia! zauważył węglarz.
Przez ten czas pan de Valgeneuse spoglądał na dwóch towarzyszów i zapewne badanie nie musiało być zachęcającem, bo usta jego już napół otwarte, zamknęły się nie wymówiwszy ani słowa.
Rzeczywiście, Jan Byk i Toussaint obaj wyglądali dosyć chmurno, a gdyby Loredanowi przyszło na myśl uciekać, sam widok stojącego przed nim kolosa odradziłby mu niebawem ten zamiar.
Poprzestał więc w tej chwili na opuszczeniu głowy i zamyśleniu się.

VIII.
Wino młode.

Kiedy hrabia rozmyślał, Jan Byk poszedł przez ten czas do szafy, otworzył i wydobył butelkę oraz dwa kieliszki, które postawił na stole. Lecz spostrzegłszy, że jest ich trzech, odbył drugą podróż do szafy i przyniósł trzeci kieliszek, tylko, że ten trzeci wprzódy wymył, wypłukał i wytarł z największą starannością, potem postawił go na stole przed hrabią de Valgeneuse. Wtedy dał znak murzynowi, ażeby usiadł, sam usiadł także i przytykając szyjkę od butelki do kieliszka więźnia:
— Mój szlachcicu, rzekł z całą uprzejmością na jaką go