Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1238

Ta strona została przepisana.

stać było, można być dozorcą, ale nie katem. Musi się panu chcieć pić równie, jak i nam, czy pozwolisz kieliszek wina?
— Dziękuję; odpowiedział lakonicznie pan de Valgeneuse.
— Bez ceremonji, młody panie! mówił Jan Byk trzymając wciąż opartą butelkę.
— Dziękuję! powtórzył raz jeszcze pan de Valgeneuse.
— Wola wasza, panie! odezwał się z kolei Jan Byk akcentem właściwym mu, kiedy go kto nieprzyjemnie połechtał po skórze. Potem napełniając kieliszek murzyna: Zdrowie twoje, murzynie! rzekł.
— Zdrowie twoje Janie! odpowiedział tenże.
— Niech giną niegodziwi!
— Niech żyją zacni!
Więzień uczuł dreszcz słysząc ten energiczny toast dwóch dzielnych ludzi.
Jan Byk wychylił do dna kieliszek i stawiając sto na stole:
— Aaa! mruknął, wyborna to rzecz, kiedy człek spragniony.
— I ja jestem tego samego przekonania, odparł Toussaint.
— Jeszcze po jednym, murzynie!
— Jeszcze po jednym, Janie!
I już bez toastu każdy wychylił po kieliszku.
Ta łatwość wysuszania kieliszków nasunęła jednę myśl hrabiemu de Valgeneuse. Czekał na sposobność wprowadzenia jej w wykonanie, która nadarzyła się niebawem.
Jan Byk zwrócił się do więźnia, i dobry człowiek, tak jak wszyscy ludzie silni, odezwał się:
— Próżno dąsać się przeciw własnemu żołądkowi. Po raz drugi i ostatni, mój szlachcicu, mam zaszczyt zapytać czy pozwolisz kieliszek wina?
— Częstujesz mnie pan z taką uprzejmością, iż żal mi że odmówiłem.
— To nic, czas jeszcze naprawić. Dopóki starczy wina w butelce, a butelek w szafie, możemy zacząć od początku.
— A więc dobrze, rzekł hrabia.
— Tak to rozumiem! odezwał się Jan Byk ze szczerą wesołością, i po brzegi napełnił szklankę hrabiego. Potem zwracając się do towarzysza. Podaj drugą butelkę, Toussaint rzekł.
Murzyn spełnił zlecenie. Jan Byk wziął z rąk jego bu-