Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1239

Ta strona została przepisana.

telkę i napełnił dwa próżne kieliszki. Następnie dając znak Murzynowi:
— Zdrowie wasze, panie hrabio! rzekł.
— Zdrowie wasze, wielmożny paniczu! powtórzył Toussaint.
— Zdrowie wasze, panowie! odpowiedział Loredan, który miał sobie za wielkie ustępstwo, że tytułuje panami dwóch Mohikanów.
Po wniesieniu tego toastu wszyscy trzej wychylili kieliszki: Jan Byk i Toussaint jednym ciągiem, pan de Valgeneuse wolno.
— Wprawdzie, rzekł Jan Byk klaszczący językiem, nie podaję tego wina ani za stare burgundzkie, ani za bordau, ale wiadomo panu hrabiemu przysłowie: „Głupi ten, co daje więcej niż ma“.
— Przepraszam, odparł Loredan, czyniąc widoczny wysiłek dla podtrzymania rozmowy a nadewszystko dla dokończenia kieliszka. Wino to wcale niezłe; zapewne tutejsze?
— Oczywiście, tutejsze! wykrzyknął Toussaint-Louverture, alboż jest jakie wino nietutejsze?
— Mój kochany przyjacielu, zauważył Jan Byk, przecież wino, które się fabrykuje w Paryżu, ale nie o tem pan hrabia raczy do nas wspominać. „Wino tutejsze“ znamy, to wino zbierane w okolicy, w której się znajdujemy.
— Wino młode, jeżeli się zgadzacie, mój przyjacielu, rzekł uprzejmie młodzieniec.
— O! że młode, to młode, potwierdził Jan Byk, i nierumieni się nawet.
— Zapewne, ze śmiechem dodał Toussaint, który schwycił w lot koncept przyjaciela, ono jest całkiem białe!
— A jeśli mi wolno wyjawić życzenie, mówił Jan Byk, to powiedziałbym: obym tylko nie pił gorszego.
— Ja objawiam toż samo życzenie, odezwał się Toussaint, schylając głowę nie przed hrabią, ale przed bóstwem, do którego zasyłał swoje życzenia.
— Zamało go piłem, żeby mieć należyte wyobrażenie, rzekł pan de Valgeneuse.
— O! jeśli o to chodzi, mój szlachcicu, odparł Jan Byk wstając, mam ci tu ja jeszcze pięćdziesiąt podobnych butelek w szafie, więc kiedy ochota...
— To, widzę, jedyny sposób wesołego przepędzenia tych