tecznem życzeniem, nie żeby pić sam, lecz żeby pili jego towarzysze.
Jan Byk spojrzał nie rozumiejąc planu pana de Valgeneuse: poczciwiec nie przypuszczał, ażeby wino mogło stać się trucizną; wietrzył jednak niebezpieczeństwo stawiając więc na stole butelkę, którą już brał za szyjkę ażeby nalać w kieliszek Murzynowi:
— Nie, rzekł, piłeś już dosyć Murzynie.
— Kiedy pić, to nigdy dosyć, przyjacielu Janie.
— W ogolności, jestto prawdą, rzekł cieśla, ale jak na dziś, fałszem.
— Jednakże, zauważył więzień, wyście mnie wyzwali, ja się nie wymawiałem.
— Pan, mój szlachcicu, odrzekł Jan Byk patrząc nań z ukosa, to inna rzecz: pan możesz pić do upadłego jeżeli ci się podoba... Powiedziałem panu, że jest jeszcze w szafie czterdzieści butelek. Podaj pan kieliszek!
Loredan podał kieliszek, a Jan Byk napełnił go w dwóch trzecich, potem postawił butelkę na stole.
— A pan? zapytał Valgeneuse.
Ja odpowiedział Jan Byk. Mam dosyć. Toussaint panu powiedział, że wpadam w złość mając w głowie jeden kieliszek wina zawiele; on ma słuszność, nie bedę już pił.
— Jeszcze jeden kieliszek dla mojego towarzystwa, rzekł Valgeneuse, nie chcąc dać poznać po sobie, że się dorozumiewa przyczyny wstrzemięźliwości Jana Byka.
— Chcesz pan koniecznie? rzekł cieśla, bystro wpatrując się w niego.
— Życzę sobie.
— Dobrze, oświadczył kolos nalewając kieliszek.
— A ja? zapytał Toussaint.
— Ty, nie! odrzekł brutalnie Jan Byk.
— Dlaczego?
— Bo ja postanowiłem, że już pić nie będziesz.
Toussaint warknął głucho, cofnął się o dwa kroki, ale już me nalegał. Potem Jan Byk podnosząc kieliszek do ust:
— Zdrowie pańskie! rzekł.
— Dziękuję i nawzajem! odpowiedział Valgeneuse.
Kieliszek Jana Byka nie był całkiem napełniony, mógł on więc uważać na więźnia.
Cóż tedy ujrzał?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1244
Ta strona została przepisana.