Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1245

Ta strona została przepisana.

Oto Loredan objął całą ręką kieliszek, poniósł go nagle do ust i postawił na stole.
Jednocześnie cieśla poczuł u nóg jakiś chłód, jak gdyby stał w wodzie. Podniósł nogę, pomacał ręką: but był wilgotny. Wtedy wziął lampę, schylił się i stawiając ją znowu na stole:
— Trzeba przyznać, rzekł podchodząc ku więźniowi z podniesioną pięścią, że z pana wielki łajdak!
Toussaint Louverture poskoczył i chwytając cieślę za obie ręce:
— A co! rzekł do Loredana, czy nie mówiłem panu, że mu wino szkodzi?... Nie chciałeś mi pan wierzyć!... A teraz rób co chcesz.

X.
Gdzie Jan Byk i Toussaint Louverture znajdują sposobność do zrobienia majątku i nie korzystają z niej.

Pan de Valgeneuse już miał się ku obronie: chwycił on po butelce w każdą rękę, i czekał aż się doń zbliży Jan Byk, by mu je roztrzaskać o głowę.
Jan Byk schylił się, ujął stołek za jedną nogę, i postąpił krok ku hrabiemu.
— Cóż on takiego zrobił? zapytał Toussaint.
— Spojrzyj na dół, odrzekł Jan Byk.
Toussaint wziął z kolei lampę i patrzył.
— Aha! zawołał spoglądając na ceglaną podłogę przezierającą przez białe wino, to krew!
— Krew? rzekł Jan Byk. Gdyby to była krew, mniejsza, za pomocą chleba można odzyskać krew: ale wino robi się tylko z winogron, a winnice tego roku wymarzły.
— Jakto! więc on wylał swoje wino? zawołał Toussaint.
— Tak jest, wino!
— No, w takim razie, to łajdak, jak słusznie powiedziałeś! W łeb go!
— Czekałem na twe przyzwolenie, Murzynie, rzekł Jan Byk ocierając rękawem czoło.
— Jak postąpisz jeden krok dalej, rozbiję ci głowę butelką, rzekł Valgeneuse.
— Aha!... nie dosyć, że wylewasz wino! chcesz jeszcez