Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1247

Ta strona została przepisana.

— O czemże więc będziemy mówić? zapytał smutno węglarz. Co do mnie, jeżeli nie rozmawiam, nie piję, narażam się na to, że mogę usnąć.
— O! uśnij, jeżeli chcesz, ja za siebie ręczę, że nie usnę.
— Ja tedy wam znajdę przedmiot do rozmowy, odezwał się Loredan.
— Pan hrabia łaskaw, odrzekł pomrukując Jan Byk.
— Wyglądacie na uczciwych ludzi... jesteście może nieco za żywi, mówił dalej Loredan, ale uczciwi w gruncie.
— Odkryłeś pan to? rzekł Jan Byk, wzruszając ramionami.
— Lubię uczciwych ludzi, mówił dalej hrabia.
— Nie masz pan do nich wstrętu, proszę! odrzekł cieśla zawsze tym samym tonem.
Toussaint słuchał, widocznie ciekawy do czego więzień zmierzał.
— Otóż, mówił dalej tenże, jeżeli chcecie... Zatrzymał się.
— Jeżeli chcemy?... powtórzył Jan Byk.
— Otóż, jeżeli chcecie, dokończył hrabia, ja was uczynię majętnymi.
— Do licha! rzekł Toussaint wyciągając uszy, majętnymi? Pomówmyż o tem.
— Cicho, Murzynie! ostrzegł Jan Byk, to ja mam głos, a nie ty! Potem zwracając się do Loredana: Wyjaśnij swą myśl, młody paniczu, dodał.
— Myśl moja jest bardzo prosta.
— Słuchamy, rzekł Toussaint.
— Jużem cię prosił, ażebyś był cicho, ofuknął Jan Byk.
— Wszak wy pracujecie na życie? zapytał hrabia.
— Jużciż, oprócz darmozjadów, wszyscy pracują, odpowiedział cieśla.
— Ile zarabiacie na dzień?
— Po trzy franki dziennie, rzekł Toussaint.
— Będziesz ty cicho, Murzynie!
— Dla czego mam być cicho? Pan hrabia mnie zapytuje, ja mu odpowiadam.
— Trzy franki dziennie, powtórzył hrabia, nie zważając niby na sprzeczkę wszczętą między dwoma przyjaciółmi, to znaczy dziewięćdziesiąt franków na miesiąc, czyli tysiąc franków na rok.
— I cóż dalej, rzekł Jan Byk, wiemy o tem.
— Otóż ja wam nastręczę taki zarobek, który wyniesie