Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1251

Ta strona została przepisana.

— Pan Salvator będzie ujęty? Cóż znowu! przeczył Jan Byk, nigdy!
— To on się zwie Salvator? rzekł Loredan, nie znałem go pod tem nazwiskiem.
— O! pod tem czy pod innem, jest to człowiek, którego panu zabraniam kazać ujmować, rozumiesz pan? chociaż jesteś hrabią.
— Ty mi zabraniasz, ty?
— Tak ja. A wreszcie on i sam obronić się potrafi.
— To właśnie zobaczymy... Każę go ująć, a jak się rozpocznie sprawa, rozumiecie dobrze, iż ja i o was nie zapomnę.
— Nie zapomnisz pan o nas?
— Wiesz zapewne, że tu chodzi poprostu o galery.
— O galery, co? zawołał Toussaint siniejąc pod swą czarną mazaniną.
— Widzisz przecie, że pan hrabia, uczyniwszy nam ten zaszczyt, że chciał nas spoić i zhańbiwszy nas chęcią przekupienia, teraz żartować z nami łaskawie raczy! rzekł Jan Byk.
— W takim razie, to żarty niewczesne, odparł węglarz.
— Jak się nazywam Loredan de Valgeneuse, rzekł z zimną krwią więzień, tak daję słowo honoru, że we dwie godziny po mojem wyjściu ztąd, wszyscy trzej będziecie ujęci.
— Czy słyszysz, Janie Byku? odezwał się węglarz półgłosem, jakoś to nie wygląda na żart z jego strony.
— Wszyscy trzej, powtarzam: ty panie Toussaint-Louverture, węglarzu; ty, panie Janie Byku, cieślo, i wreszcie przywódzca wasz, pan Salvator.
— Pan uczynisz to, pan? rzekł Bartłomiej Lelong krzyżując ręce i bystro wpatrując się w więźnia.
— Tak, odrzekł energicznie hrabia, który czuł, że chwila jest stanowczą i że odwaga nie więcej pogorszy jego położenie, niż słabość.
— Dajesz pan na to słowo?
— Słowo szlacheckie!
— Tak zrobi, jak powiada, przyjacielu Janie! zawołał węglarz.
Bartłomiej Lelong potrząsnął głową.
— Powiadam ci, że nie zrobi, przyjacielu Murzynie.
— A dlaczego Janie?