Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1252

Ta strona została przepisana.

— Dlatego, że odejmiemy mu możność.
Z kolei hrabia zadrżał, słysząc ton i widząc fizjognomię cieśli, w którym wszystkie mięśnie naprężyły się jakąś stanowczością.
— Jak to rozumiesz, Janie? zapytał Toussaint.
— Kiedy przed godziną leżał tu zemdlony na stole...
— To co?
— Coby nastąpiło, gdyby zamiast zemdleć, umarł?
— No, nastąpiłoby, odrzekł Toussaint ze swą zwyczajną logiką, że byłby umarł zamiast zemdleć.
— W takim razie, czy byłby oskarżył pana Salvatora, albo nas?
— Et! głupstwo; gdyby umarł, nie byłby oskarżał nikogo.
— Otóż, rzekł Jan Byk głosem głuchym, przypuść, że pan hrabia umarł.
— Tak, wtrącił Valgeneuse, ale nie umarłem.
— Czy tego pewnym pan jesteś? odezwał się Jan Byk takim tonem, który zaprawdę wprawił hrabiego w wątpliwość, czy umarł, czy żyje.
— Panie, rzekł hrabia.
— A ja, przerwał Jan Byk, oświadczam, iż tak bliskim jesteś śmierci, że nie ma co żartować.
— Aha! odezwał się Loredan, widzę masz pan zamiar mnie zabić?
— A jeżeli panu może to sprawić przyjemność, odparł Jan Byk, to powiem w jaki sposób.
— W takim razie narażacie się już nie na galery, ale na rusztowanie.
— Na rusztowanie, na rusztowanie!... czy słyszysz, przyjacielu? wybełkotał Toussaint.
— Co znowu! rzekł Jan Byk, głupcy tylko idą na rusztowanie, ludzie, którzy nie umieją zdobyć się na środki ostrożności. Ale bądź spokojny, panie hrabio, my się na nie zdobędziemy; osądzisz sam.
Hrabia czekał na wyjaśnienie z twarzą dosyć spokojną.
— Rzecz odbędzie się tak, panie hrabio, mówił dalej cieśla, założę ci napowrót knebel i zwiążę tak jak byłeś... Zdejm no sieć, Murzynie, zawieszoną na ścianie.
Toussaint zdjął sieć.
— Poniosę pana aż do rzeki, tam odczepię statek: puścimy się nim z pół mili z biegiem rzeki; potem, w dobrem miejscu, gdzie będzie z piętnaście stóp głębokości,