Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1257

Ta strona została przepisana.

— Ha! rzekł tenże odrzucając ręką swe piękne, czarne włosy, gęste i jedwabiste, i odkrywając czoło tak spokojne i pogodne, jakby stał naprzeciw swego najlepszego przyjaciela, wpatrz się we mnie dobrze Loredanie: to ja jestem.
— Z kądże u djabła wychodzisz, panie Konradzie? rzekł hrabia swobodniejszy w obec człowieka swego stanu, niż w obec dwóch proletarjuszów, z którymi odbył tak niekorzystną walkę. Słowo daję, wszyscy cię mieli za umarłego!
— Widzisz więc, odpowiedział Salvator, że to nieprawda. O! historja pełną jest wypadków podobnych, od Oresta, który przez Pylada każe oznajmić śmierć swoję Egistowi 1 Klytemnestrze, aż do księcia Normandji, który od jego królewskiej mości Karola X-go domaga się tronu swego ojca, Ludwika XVI-go.
— Ależ ani Orest, ani książę Normandji nie kazali za pogrzeb swój zapłacić tym, na których chcą się pomścić, czy od których domagają się spadku, odpowiedział Loredąn utrzymując rozmowę w tym samym tonie.
— O! mój kuzynie, czy będziesz mi wyrzucał ten marny bilet pięciuset frankowy, który wydaliście na mój pogrzeb? Zważ przecie, że nigdy jeszcze pieniądz nie produkował tyle co ten: wszak to już sześć lat, jak wam przynosi rok rocznie po dwakroć sto tysięcy dochodu! Bądź spokojny! ja ci ten bilet oddam, uporządkujemy rachunki.
— Rachunki! odparł pogardliwie Loredan, alboż my mamy z sobą jakie rachunki?
— Jakto, nie?
— Przynajmniej nie ze spadku po nieboszczyku margrabim de Valgeneuse, moim stryju.
— I mógłbyś dodać, kochany panie Loredanie: „a twoim ojcu.“
— Zapewne, między nami to nic nie znaczy... Dodam więc, jeśli ci to przyjemność sprawia: „a twoim ojcu.“
— Tak, rzekł Salvator, wielką mi to przyjemność sprawia.
— A teraz, panie Konradzie... Czy tam panie Salvatorze, jak zechcesz, bo masz widzę kilka nazw, byłożby to niedyskrecją zapytać, jakim sposobem żyjesz, kiedy cię wszyscy mają za umarłego?
— O! wcale nie. Chciałem nawet opowiedzieć moją historję, gdyby mogła cię tylko zająć.