dlitwą! Przy tych słowach zstąpiło na mnie wielkie objawienie; wzniosłem oczy na tego, co słowa te wymówił. Był to piękny mnich, zaledwie dwudziestopięcioletni, ubrany w strój hiszpański; dominikanin, blady, chudy, z wielkiemi czarnemi oczyma: oczy te były prześliczne! Czułeś, że człowiek ten modli się ustawicznie, pracuje ciągle. Spojrzałem naokoło i pytałem, jaką pracą zajmować się mogę? Rousseau uczy stolarstwa swojego Emila; mnie na nieszczęście, nie nauczono żadnego rzemiosła. Spostrzegłem człowieka mającego około trzydziestu lat; ubrany był w czarny aksamitny kaftan, w ręku trzymał czapkę; przy kaftanie miał tabliczkę miedzianą. Poznałem w nim posłańca miejskiego. Posłaniec ten oparty o filar, uważnie słuchał kaznodziei. Podszedłem ku niemu: postanowiłem nie tracić go z oczu. Wysłuchałem kazania do końca, ale nim się skończyło, już postanowiłem żyć... Kaznodzieja zszedł z kazalnicy i minął mnie.
— „Jak się nazywasz, mój ojcze? — zapytałem go.
— „Wobec ludzi, czy wobec Boga? — odrzekł.
— „Wobec Boga.
— „Brat Dominik.
I przeszedł.
Tłum się rozstąpił. Ja udałem się za posłańcem, na rogu ulicy św. Rocha zatrzymałem go.
— ”Przępraszam cię, mój przyjacielu — rzekłem.
Odwrócił się.
— „Czy pan mnie potrzebuje? — zapytał.—
— „Tak, potrzebuję — odpowiedziałem z uśmiechem.
— „Czy mam wziąć tragi, czy też prosta posyłka?
— „Nie, to tylko objaśnienie.
— „A! rozumiem, pan nie tutejszy...
— „Chcesz powiedzieć, nie z tego świata.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
— „Czy dobry jest twój zawód? zapytałem.
— „Ha, nie wiem, jak to pan rozumie.
— „Pytam się, czy go lubisz?
— „Skoro go sprawuję!
— „Pozwól sobie powiedzieć, że to niezawsze racja.
— „Czegóż, słowem, chcesz się pan dowiedzieć?
— „Czy można z niego wyżyć?
— „Majątku on nie daje, ale przynajmniej wyżywi człowieka.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1264
Ta strona została przepisana.