Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1265

Ta strona została przepisana.

— „Bądź łaskaw, objaśnij mnie.
— „Pytaj pan, będę odpowiadał.
— „Średnio ile dzień przynieść może?
— „W dobrej okolicy od pięcia do sześciu franków.
— „Rocznie tedy około dwóch tysięcy.
— „Prawie.
— „Wiele z tego wydajesz?
— „Blizko połowę.
— „Tym sposobem oszczędzasz rocznie?...
— „Z tysiąc franków.
— „Jakie są przykrości tego zawodu?
— „Nie znam żadnych.
— „Czy człowiek jest swobodnym?
— „Jak ptak w powietrzu.
— „Zdawałoby się, że skoro należy do publiczności...
— „Do publiczności? E, mój Boże, a któż do niej nie należy. Przedewszystkiem Karol X-ty, czyż nie należy do publiczności? Ja nierównie jestem swobodniejszy od niego.
— „Jakim sposobem?
— „Jeżeli polecenie zda mi się podejrzanem, odrzucam; jeżeli tłómok zaciężki, potrząsam głową. Cała rzecz polega na tem, ażeby dać się poznać, a kiedy kto jest znany, może wybierać.
— „Czy dawno jesteś w tym zawodzie?
— „Dziesięć lat.
— „I od dziesięciu lat nie żałowałeś, żeś się niewziął do czego innego?
— „Nigdy.
Pomyślałem przez chwilę.
— „Czy już wszystko? zapytał mnie posłaniec.
— „Jeszcze jedno objaśnienie.
— „Słucham.
— „Jak należy postąpić, ażeby zostać posłańcem?
Posłaniec popatrzył na mnie śmiejąc się.
— „Czy nie pan przypadkiem chciałbyś się zapisać na posłańca?
— „Być może.
— „O! to rzecz nietrudna i niepotrzeba do tego wielkich protekcyj.
— „Przecież?
— „Idzie się do Prefektury z dwoma świadkami poręczającymi za moralność i wydają numer.