— „I to kosztuje?
— „Tyle tylko, co poprosić.
— „Dziękuję ci, przyjacielu.
Dobyłem z kieszeni pięć franków i podałem mu.
— „Co to znaczy? rzekł.
— „Za twoją fatygę.
— „To nie była fatyga, ale przyjemność, a za przyjemność pieniędzy się nie bierze.
— „Więc uściśnienie ręki i podziękowanie.
— „A to co innego.
Podał mi swą szorstką rękę, którą uścisnąłem serdecznie.
— „A! zawołałem oddalając się, szczególna rzecz: zdaje mi się, żem pierwszy raz w życiu uścisnął rękę człowieka!
I udałem się drogą do mego mieszkania.
— Od chwili, jakem się już nie miał zabić, mówił dalej Salvator, inne czekały mnie zajęcia. Najsamprzód obiad rzecz niepotrzebna, gdybym był dotrwał w zamiarze; następnie musiałem sprawić sobie ubranie posłańca; nareszcie, podstawić kogoś za siebie. Uczyłem się trochę medycyny i słuchałem anatomii w kilku szpitalach: znałem więc posługaczów. Chodziło mi o to, ażeby znaleść trupa młodzieńca mojego wieku, położyć go w swoje łóżko i zeszpecić wystrzałem z pistoletu. Okazała się jednak ważna przeszkoda: doktór zajmujący się medycyną sądową z łatwością pozna, że strzał odbył się na trupie. Poszedłem do Szpitala miejskiego, wiedziałem, że zastanę tam jednego z posługaczy, któremu wyświadczyłem niegdyś przysługę. Brat jego był dorożkarzem i także był mi obowiązany. Kazałem więc zawołać tego posługacza.
— „Ludwiku, rzekłem, czy zdarza się czasami, że przywożą ludzi, którzy się zastrzelili?
— „Tak, panie Konradzie, odpowiedział, najwięcej dwa albo trzy razy na miesiąc.
— „Bądź co bądź, rozumiesz Ludwiku, mnie potrzeba pierwszego, którego przywiozą.
— „Bądź co bądź będziesz go pan miał, choćby mi przez to przyszło miejsce stracić.