— „Dziękuję ci, Ludwiku.
— „A gdzie go panu dostarczyć?
— „Do mnie, do domu na przedmieście La Poissoniere Nr. 77, na czwarte piętro.
— „Porozumiem się co do tego z moim bratem.
— „Mogęż liczyć na ciebie, Ludwiku?
— „Skoro panu powiedziałem, odrzekł. Tylko musisz pan nocną porą nie wychodzić.
— „Od dzisiaj nie wyjdę, bądź spokojny.
Obawiałem się, czy mi wystarczą moje trzydzieści franków. Może umrę z głodu, nim jakiemu nieszczęśliwszemu odemnie przyjdzie chęć zastrzelić się. Wracając do siebie, wszedłem do handlarza, gdzie znalazłem spodnie, kaftan i kamizelkę aksamitną za piętnaście franków; kupiłem to, kazałem zawinąć i wziąłem pod pachę. Buty myśliwskie i czapka myśliwska miały strój uzupełnić. Pozostało mi piętnaście franków; przy oszczędności mogłem przeżyć pięć, lub sześć dni. Wszystko wreszcie przygotowałem na stanowczą chwilę: list oznajmiający o mojej śmierci był napisany i podpisany. W nocy z dnia trzeciego na czwarty dano znak umówiony, rzucając kamień w moje okno wychodzące na ulicę. Zszedłem na dół, otworzyłem drzwi: dorożka stała przed domem, w dorożce tej był trup. Przeniosłem go z Ludwikiem do mojej izby, położyliśmy go na łóżku, włożyłem mu moją koszulę. Był to trup młodzieńca; twarz jego miała tak okropną ranę, że rysów niepodobna było rozeznać. Przypadek, ten straszliwy sprzymierzeniec, dziwnie mi usłużył. Wyjąłem nabój z jednej lufy mojego pistoletu, osmaliłem ją, ażeby wyglądała na wystrzeloną a pistolet włożyłem w rękę nieboszczyka. Pamiętałem ażeby w liście oznajmiającym o mojem samobójstwie zamieścić, że pistolet należy do Lepage’a; Lepage zatem miał tym sposobem dopomódz do poświadczenia tożsamości trupa, zeznając, że pan Konrad de Valgeneuse, pożyczał od niego broni przed kilku dniami. Ubranie pozostawiłem na krześle, potem przywdziałem strój posłańca, zamknąłem drzwi na dwa spusty i zszedłem z Ludwikiem. Upuściłem klucz na środku ulicy, tak jakbym po zamknięciu wyrzucił go oknem; szyba wybita miała utwierdzić świadków w tem mniemaniu. Wyszliśmy nie będąc widziani przez odźwiernego. Nazajutrz o dziewiątej godzinie zrana udałem się do policji z dwoma poręczycielami, Ludwikiem i jego bratem, gdzie wydano
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1267
Ta strona została przepisana.