Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1275

Ta strona została przepisana.

Chociaż wiosna roku 1827 wcale nie była ciepłą, jak zwykle w Paryżu, Babylas, czy to przez złośliwość, czy przez rzeczywistą potrzebę, czy przez co innego, kazał ze dwadzieścia razy otwierać okno.
Owóż, wtykając nos w to okno (przypominamy sobie, że to było na dole), Babylas spostrzegł zdaleka młodą suczkę o czarnych oczkach, o sierści płowej, o ząbkach białych jak perły. Wykwintna postawa tej młodej suczki, ogień jej oczu, giętkość kibici, drobność łapki, cały słowem wdzięk jej osoby, dreszczem przejęły Babylasa, który wykrzyknął w swoim języku: O! zachwycająca istota!
Na ten krzyk wszystkie psy siedzące, stojące, liżące sobie łapy, przybiegły, ażeby się napawać widokiem razem z Babylasem; tak samo, jak kiedy jaki palący cygaro przy oknie w kawiarni zawoła: „jaka śliczna kobieta!“, to wszyscy obecni, czytający gazety, popijający kawę, zajadający lody, zbiegają się co tchu do okna.
Ale Babylas odwróciwszy się, pokazał zęby, warknął i wszystkie psy, licząc w to i brysia i nowoziemca (newfoundland), któreby rozpruły Babylasa jednym zębem, powróciły do swych zajęć.
Zadowolony uległością towarzyszów, wynikającą ztąd, że Brocanta była w sąsiednim pokoju, Babylas znowu zwrócił wzrok na ulicę.
Suczka zniewolona uledz ognistemu wzrokowi, bojaźliwie spuściła oczy i przeszła nie odwracając głowy.
— Piękna i uczciwa! zawołał w swoim języku pies rozentuzjazmowany.
I wychylił się za okno, tak, że towarzysze jego mogli spodziewać się przez chwilę, iż w zapale swym źle obrachowując prawa ciężkości, Babylas podda tył pod ciężar głowy i strzaska sobie czaszkę na bruku.
Ale nic z tego: Babylas wiódł oczyma śliczną istotę aż do rogu ulicy, gdzie znikła jak cień, nie mówiąc mu nawet, że powróci.
— Jak aż ona piękna! szczeknął Babylas, z sercem gorejącem niewymowną radością rodzącego się uczucia.
Od tej chwili, zamiast ubolewać nad niemiłosiernem osamotnieniem, na jakie skazywali go znieważeni bracia, Babylas rad był godzinom marzenia.
Jak Diogenes, wracając do beczki, rzucił lekceważącą pogardę na resztę stworzenia; a jeżeli my, co z tytułu