Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1277

Ta strona została przepisana.

czas niepogody więcej zawsze widywałem ludzi, niżeli psów.
— O! tego byłoby nadto! odparł bryś, chartowi.
— Hm! mruknęli kundel i szpic, toby nas nie dziwiło wcale.
Rozmawiali o tem nieco swobodniej, z uwagi na bujniejszą sierść, niż ta, którą cieszył się chart.
— Jeżeli Babylas dziś zrana każę otworzyć okno, mówił nowoziemiec, to ja go rozedrę!
— Ej! rzekł stary wyżeł bardzo sceptyczny, choćby je nawet otworzono, nie dziwiłbym się wcale.
— Do stu piorunów! warknęli razem bryś i nowoziemiec, niech spróbują, zobaczymy!
Biały pudel, który grał z Babylasem kilka partyj w domino, i który czasami ujmował się za nim, i teraz też błagał o łaskę towarzyszów.
— Słyszałem, jak jęczał przez całą noc, mówił wzruszonym głosem, może chory... Nie bądźmy niemiłosiernymi dla jednego ze swoich: jesteśmy psami, a nie ludźmi.
Mowa ta sprawiła na zgromadzeniu dosyć dobre wrażenie, postanowiono wytrzymać to, czego nie można było uniknąć.
Weszła Brocanta, zobaczyła swego ukochanego Babylasa ze spuszczonym ogonem, z uszami obwisłemi, z oczyma podsiniałemi.
— Co ci to mój „tutu?“ zapytała głosem najczulszym, całując go i przyciskając do piersi.
Babylas wydał jęk, wyrwał się z objęć czarownicy i przylgnął do okna.
— A, tak! brak ci powietrza!... rzekła Brocanta. Jaki porządny, nie może obejść się bez powietrza!
Brocanta, która była nietylko czarownicą ale znawczynią, zauważyła, że ubodzy ludzie mieszkają w atmosferach, w których nie mogliby wyżyć arystokraci. Bardzo to szczęśliwie dla ubogich, bo gdyby nie mogli żyć tam gdzie żyją, zmuszeni byliby umierać: umierają oni czasem, ale wtedy lekarz znajduje dla tej choroby nazwę łacińską lub grecką i nikt nie ma o to wyrzutów sumienia, nawet zarząd służby zdrowia publicznego.
Brocanta szczęśliwa, że Babylas jest taki porządny, chociaż ona nigdy się nie trudniła jego edukacją, nie dała mu czekać i natychmiast otworzyła okno.
Powstało wtedy w zgromadzeniu ogólne warczenie, które