Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Nowina ta przeto, uderzyła w nią jak grom, nie myślała nigdy, aby życie jej mogło się zmienić, tak dalece stało się jej słodkiem.
Jak mur dziedzińca był całym jej widnokręgiem, tak samo życie w rodzinie Justyna było jej całą przyszłością;, dobrowolnie zamykała oczy na swą dolę, o niczem nie myśląc, gdy opadały liście, tylko o tem, że zbliża się zima, nie widząc nic innego, gdy liście wracały, tylko powrót wiosny.
Raz matka zapytała:
— Co będzie z tobą po mojej śmierci, moje dziecko?
— Pójdę za tobą matko, odpowiedziała z uśmiechem Mina, potrzeba, aby ci ktoś posłużył tak w niebie jak i na ziemi.
— W niebie, odpowiedziała matka, będę miała około siebie wszystkie anioły raju.
— To prawda, odrzekła Mina, ale one tak jak ja, nie przeżyły z tobą pięciu lat.
I jak zdawało się jej niepodobnem opuścić kiedybądź biedną ślepą, tak niepodobnem jej się zdawało opuścić kiedybądź dom.
Z głębokim więc smutkiem usłyszała wiadomość o nagłym odjeździe.
Zrazu, objaśniono ją bardzo niedokładnie; była tak naiwną, że nie zdołałaby zrozumieć, co złego powiedzieć można o jej przechadzkach z Justynem; była tak czystą, że nie pojmowała, jakie wnioski wyprowadzić można z jej wspólnego mieszkania z młodym mężczyzną. Daremnie dawano jej do zrozumienia, że jest to obyczaj mający siłę prawa, że młoda szesnastoletnia panna, nie powinna mieszkać w jednym domu z młodym mężczyzną.
Pomimo zdania matki i siostry, pomimo opinji samego nawet starego nauczyciela, nie chciała temu uwierzyć, i zgodzić się na tę dziwną zasadę, aby ktoś mógł brać za złe, że ona mieszka z Justynem, skoro nikt nie bierze za złe mieszkania jego z Celestyną.
Ze ściśnionem więc sercem i z oczyma pełnemi łez, opuszczała smutny dom, który był jej rajem.

Koniec tomu pierwszego.