świetnem, jak utrzymywał Babylas, dosyć, że jemu takiem się ono wydało, zapewne ze względu na tę, która je nosiła.
Karamela, surowo wezwana przez pana, przyszła do niego z głową spuszczoną, rzuciwszy poprzednio, jak powiedzieliśmy, na Babylasa wzrok pełen głębokiej czułości.
Stan, w jakim Babylas przepędził dwa dni i dwie noce poprzednie, był tak rozpaczliwy, że spojrzenie Karameli wydało mu się poprostu promieniem raju. To też odprowadziwszy oczyma suczkę aż do rogu ulicy, na którym znikła tak samo jak onegdaj, Babylas rzucił się w tył, z wszystkiemi psiemi oznakami radości, skacząc po krzesłach, stawając na tylnych łapach, biegając za końcem ogona, zaczepiając swych towarzyszów, udając nieżywego, wyczerpując słowem cały swój repertuar, by wykazać, ile tylko było w jego możności, niewypowiedzianą szczęśliwość.
Towarzysze myśleli, że zwarjował, a ponieważ koniec końców były to poczciwe psiska, zapomnieli przeto uraz i żałowali go jeszcze.
Powiadają, że miłość czyni lepszym: jest coś prawdy w tem twierdzeniu.
Mówiliśmy, że Babylas był to pies krnąbrny, opryskliwy, z odcieniem złośliwości. Owóż, jakby go odmieniła laska czarnoksięska (rozumie się pod względem moralnym), stał się łagodnym i dobrotliwym, jak baranek. Zbliżył się do swych towarzyszów, przeprosił ich szczerze, i po takiem zadośćuczynieniu błagał, ażeby wrócili mu swą przyjaźń, przyrzekając na honor, zachowywać najtrudniejsze prawidła i wykonywać najsurowsze obowiązki.
Zgromadzenie jęło obradować nad tem jego wystąpieniem.
Idąc za pierwszym popędem, który u psów, nie tak jak u ludzi, zdaje się być złym, nowoziemiec i bryś byli zrazu tego zdania, ażeby go udusić, nie uważając nawrócenia się za szczere; ale biały pudel ujął się za nim powtórnie i tak gorąco w obronie jego przemawiał, że całe zgromadzenie przeciągnął do swej opinji.
Poszli na głosy, i większością obecnych na naradzie psów, przyznano Babylasowi amnestję zupełną.
Biały pudel podszedł do niego, podał mu łapę i najznaczniejsi członkowie zgromadzenia, idąc za tym przykładem, zwrócili mu zaufanie i przyrzekli przyjaźń.
Od tej chwili Babylas już nie kazał otwierać okna,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1280
Ta strona została przepisana.