Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1290

Ta strona została przepisana.

ostrości głosu, co dreszczem przejął Babylasa, zobaczywszy ją zakręcającą na róg ulicy, zobaczywszy jak Babylas rzucił się oknem, potem Brocanta puściła się za Babylasem, za nią wrona, za wroną inne psy, i nareszcie jak pochód ten zamknął Babolin, właściciel Karameli, czy to, że w celu który nam będzie odkryty, przygotował być może schadzkę dwojga zakochanych, czy też, że nie przywiązywał znaczenia do zaręczyn swej wychowanki, dosyć, że wszedł do Brocanty przez drzwi, w sekundę po wyjściu Babolina przez okno.
Mieszkanie było zupełnie puste, co bynajmniej nie zdało się dziwić nowoprzybyłego.
Zanurzywszy też ręce w szerokie kieszenie od surduta, zaczął z miną dosyć obojętną przeglądać inwentarz Brocanty. Obojętność ta, dająca mu pozór anglika zwiedzającego muzeum, znikła jednak na widok ślicznego szkicu Petrusa, przedstawiającego trzy czarownice „Makbeta“, uwijające się nad spełnieniem piekielnego dzieła przy kotle.
Żywo zbliżył się do obrazu, zdjął go ze ściany, patrzał nań zrazu z rozkoszą, następnie z miłością; starannie otarł rękawem kurz, pilnie rozważał cudowne jego szczegóły. Nareszcie zrobiwszy do niego wszystkie miny, jakie kochanek mógłby zrobić do portretu kochanki, zatopił go w szeroką kieszeń swego surduta, zapewne dlatego, ażeby mógł wpatrywać się swobodniej u siebie w domu.
Ze swej strony pan Jackal wchodził do komnaty Brocanty właśnie w chwili, gdy obraz niknął w kieszeni nieznajomego.
— Gibassier! zawołał pan Jackal napół zdziwiony; gdyż wobec Gibassiera naczelnik policji zbyt był roztropnym, ażeby okazywać się zdziwionym zupełnie. Ty tu? Myślałem, że jesteś na ulicy Pocztowej.
— To Karamela i Babylas są teraz tam, odpowiedział schylając się znakomity hrabia z Tulonu. Owóż, ponieważ rzecz załatwiona, sądziłem, że wasza ekscelencja może mnie potrzebować, i przyszedłem.
— Zamiar był dobry, i dziękuję ci, ale wiem wszystko, co chciałem wiedzieć... Pójdźmy, mój kochany Gibassier, nie mamy już tu co robić.
— To prawda, odpowiedział Gibassier, którego oczy kłam zadawały słowom, to prawda, że nie mamy już tu co robić.
Ale wielki zwolennik malarstwa spostrzegł z drugiej