Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1308

Ta strona została przepisana.

Potem oboje wydali okrzyk, Róża odepchnęła Ludowika, który cofnął się szybko.
W tej chwili drzwi się otworzyły.
To Babolin wchodził krzycząc:
— Różo, Różo, Babylas uciekł, ale znalazła go Brocanta, dostanie on porządne lanie.
Jakoż, żałosne krzyki Babylasa, dochodzące aż do Róży, stwierdziły, że kto mocno kocha, ten i bije mocno.

II.
Komandor Tryptolem z Melun, szambelan królewski.

Tegoż samego dnia, we trzy kwadranse po rozstaniu się pana Jackala z Gibassierem, zacny pan Gerard siedząc w swym zamku Vanvres, czytał gazety.
Wszedł ten sam pokojowiec, który w chwili gdy rozpaczano o życie jego pana, udawał się do księdza do Bas-Meudon, a sprowadził brata Dominika. Na jego widok Gerard rzekł kwaśnym tonem:
— Zapewne znowu jaki żebrak?
Ale pokojowiec głosem majestatycznym odpowiedział:
— Jego ekscelencja komandor Tryptolem z Melun, szambelan jego królewskiej mości.
Oznajmienie to wywarło cudowny skutek. Pan Gerard poczerwieniał z dumy, i żywo powstając, usiłował przebić wzrokiem głębie korytarza, aby jak można z najdalszego punktu odkryć znakomitą osobę, którą mu oznajmiono z taką emfazą.
Jakoż spostrzegł człowieka wysokiego wzrostu, szczupłego, z włosami, a raczej w peruce płowej i podfryzowanej, w krótkich spodniach, ze szpadą sterczącą we fraku à la franęaise, z rozpuszczonym żabotem, i ze wstążeczką orderową w dziurce od guzika.
— Prosić! prosić! wołał.
Sługa usunął się, a jego ekscelencja komandor Tryptolem z Melun, szambelan królewski wszedł do salonu.
— Służę panu komandorowi, służę, rzekł pan Gerard.
Komandor postąpił dwa kroki, skłonił się lekko, potrząsł głową zmrużając lewe oko, słowem objawiając we wszystkich ruchach, nawet w sposobie podniesienia okularów, dla lepszego przyjrzenia się panu Gerardowi, wy-