soką impertynencję i minę wyniosłą, które są przywilejem dworaków.
Przez ten czas pan Gerard, zgjęty w znak zapytania, czekał, aż podoba się nieznajomemu wyjaśnić powód swych odwiedzin.
Komandor raczył dać znak panu Gerardowi, aby podniósł głowę, na co zacny filantrop poskoczył ku fotelowi, i przyciągnął go aż za gościa; ten więc potrzebował tylko usiąść, co też uczynił, dając znak panu Gerardowi, aby usiadł także.
Komandor nie mówiąc ani słowa, wydobył z kieszonki tabakierkę, i nie pytając pana Gerarda, czy zażywa, zaczerpnął dozę, którą rozkosznie pochłonął. Potem, spuszczając na nos okulary, i bystro wpatrując się w Gerarda:
— Panie, rzekł, przychodzę z rozkazu jego królewskiej mości.
Gerard schylił się tak, że głowa jego znikła między kolanami.
— Jego królewskiej mości? wybełkotał.
Wtedy komandor głosem szorstkim i wyniosłym:
— Król przysyła mnie, mówił, ażeby panu powinszować skutku procesu.
— Król jegomość tysiąckroć zaszczyca mnie! zawołał Gerard. Ale jakim sposobem najjaśniejszy pan?...
I spojrzał na komandora Tryptolema z Melun z wyrazem, na którym niepodobna było się omylić.
— Najjaśniejszy pan jest ojcem wszystkich swych poddanych, odpowiedział komandor. Obchodzą go wszyscy, którzy cierpią, a znając boleść pana po stracie bratanków, jego królewska mość przez usta moje przesyła panu powinszowanie i zarazem użalenie. Uważam za zbyteczne dodawać, że do uczuć jego królewskiej mości dodaję i swoje własne.
— Zbytek dobroci, panie komandorze! skromnie odpowiedział pan Gerard, nie wiem, czy jestem zupełnie godnym.
— Czy pan jesteś godnym, panie Gerard? zawołał komandor. Jesteś pan tak pokorny, iż pytasz się czyś godny? Rzeczywiście, napełniasz mnie podziwem! Jak to, człowiek, który tak cierpiał, pracował, pełnił miłosierdzie; człowiek, którego imię wypisane jest wielkiemi głoskami na studni, pralni, kościele, na każdym prawie kamieniu tego miasteczka; którego wziętość powszechna oznacza miłość dobra,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1309
Ta strona została przepisana.