nemi słowy, ale tak mało spodziewałem się nawiedzin, któremi mnie pan zaszczycasz, oraz ojcowskiej troskliwości, jaką jego królewska mość otacza mnie w tej chwili, że słów znaleźć nie mogę, dla wyrażenia panu wdzięczności mojej.
— Cała wdzięczność jest po naszej stronie, panie Gerard, odrzekł komandor, i albo się bardzo mylę, albo jego królewska mość da panu tego dowód żywem słowem.
Pan Gerard schylił się na krześle tak, że jego głowa po raz wtóry znikła między kolanami. Komandor wyczekał cierpliwie póki pan Gerard nie wrócił do pozycji normalnej, następnie:
— Posłuchaj panie Garard, rzekł, gdyby król w ten lub inny sposób dał ci zlecenie wynagrodzić człowieka takiej zasługi jak pan, jaką wyznaczyłbyś mu nagrodę? Odpowiedz pan szczerze.
— Wyznaję, panie komandorze, odezwał się pan Gerard, pożerając oczyma wstążeczkę zdobiącą dziurkę od guzika szambelana, wyznaję, że byłbym w wielkim kłopocie, co do wyboru.
— Gdyby chodziło o pana, rozumiem... Ale przypuść pan że chodzi o kogo innego, o kogoś tak zacnego jak pan, jeżeli wszakże może się ktoś inny podobny panu znaleźć pod słońcem.
Komandor wymówił te słowa z akcentem ironji, który dreszczem przejął pana Gerard; czcigodny filantrop wzrokiem badał twarz szambelana, ale wyrażała taką życzliwość, że wątpliwość, jeżeli postała na chwilę w umyśle jego, to znikła natychmiast.
— O! wyrzekł skromnie, w takim razie zdaje mi się, panie komandorze...
— Dalej, dokończ pan...
— Otóż, zdaje mi się, mówił dalej pan Gerard skandując wyrazy tak, jakby obawiał się powiedzieć więcej, niż chce, zdaje mi się... że... krzyż legji... honorowej...
— Krzyż legji honorowej? Czemuż pan nie mówisz od razu? Co cię u licha wstrzymuje?... Krzyż legji honorowej!
— Ha, byłby to najgorętszy cel moich życzeń.
— Wiesz pan co, panie Gerard, że jesteś nadmiernie skromny?
— O! panie...
— Zapewne! Cóż to znaczy kawałek wstążeczki dla ta-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1311
Ta strona została przepisana.