Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1316

Ta strona została przepisana.

mówił te ostatnie wyrazy. Rzekłbyś, iż gardził sobą tak jak gardził panem Gerard.
— Ale, z pospiechem odezwał się Gerard, gdybym się wydalił, co pan mówisz na to?
— Czy dlatego chciałeś mi przerwać przed chwilą? Domyśliłem się.
— Więc co?...
— Zrobiłbyś głupstwo.
— Gdybym wyjechał zagranicę?
— Miałbyś opuścić Francję, synu niewdzięczny! Miałbyś opuścić trzodę ubogich, którą żywisz w tem miasteczku niedobry pasterzu! A to zkąd? kochany panie Gerard, nieszczęśliwi z tej osady potrzebują ciebie; ja sam radbym lada dzień, a raczej lada noc, odbyć przechadzkę po sławnym zamku Viry; w takim razie wyszukuję towarzyszów podróży, ludzi przyjemnych, wesołych, cnotliwych jak pan. Otóż, liczę na to, że niebawem będę mógł zaprosić pana na tę przechadzkę. Przyjmujesz pan?
— Jestem na pańskie rozkazy, odpowiedział pan Gerard głosem cichym.
— Serdecznie dziękuję za uprzejmość! rzekł pan Jackal.
I dobywszy tabakierkę, wziął obfitą szczyptę i pociągnął z rozkoszą.
Pan Gerard myślał, że wszystko się skończyło i wstał z czołem bladem, ale z uśmiechem na ustach. Gotował się odprowadzić pana Jackala.
— O! nie, nie, rzekł policjant wstrząsnąwszy głową nie panie Gerard, zaledwie dotąd powiedziałem panu połowę tego, co mam powiedzieć. Kochany panie Gerard siadaj jeszcze i słuchaj.

IV.
Co pan Jackal ofiaruje panu Gerard zamiast krzyża legji honorowej.

Pan Gerard westchnął i usiadł, a raczej opadł na krzesło.
— Teraz, odezwał się Jackal, w zamian za ocalenie pańskie, żądać będę, nie wzajemności, ale „amical return“ jak mówią Anglicy, maleńkiej przysługi. Mam wiele zajęcia w tej chwili, i byłoby mi niepodobnem nawiedzać pana tyle razy, ilebym sobie życzył.