Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1318

Ta strona została przepisana.

— O siódmej?... Zdaje mi się, że to dosyć wcześnie.
— Kochany panie Gerard, alboż nie byłeś na dramacie uczęszczanym, w którym cudownie gra Frederick, pod tytułem „Gospoda w Adrets;“ jest tam przecież piosnka kończąca się taką zwrotką:

„Gdy się cnotliwie żyło,
Jutrzenka zawsze miłą“.

Owóż teraz rozpoczyna się lato, jutrzenka pokazuje się o trzeciej zrana, zdaje mi się, że niewiele wymagam, naznaczając panu schadzkę na godzinę siódmą...
— O siódmej godzinie rano, dobrze! odpowiedział Gerard.
— Bardzo dobrze, bardzo dobrze, powtarzał pan Jackal. Przejdziemy teraz do innych dni, kochany panie Gerard.
— Jakto, do innych?
— Zaraz panu powiem.
Gerard stłumił westchnienie. Czuł się wziętym jak mysz w kocie łapy.
— Pan jesteś bardzo silny, panie Gerard?
— Hm! odezwał się zacny człowiek z miną, która znaczyła: Tak sobie, na swoją potrzebę!
— Przy takim temperamencie suchym, musisz pan lubić przechadzkę.
— To prawda, lubię.
— Widzisz pan! Pewny jestem, że chodziłbyś pan cztery do pięciu godzin dziennie bez żadnego utrudzenia.
— To dużo...
— Nazwyczaisz się pan... Może pierwszych dni to cię utrudzi, ale potem nie będziesz się mógł bez tego obejść.
— Być może, rzekł Gerard, nie mogąc w żaden sposób domyśleć się do czego zmierza pan Jackal.
— To niezawodnie!
— Zgoda.
— A więc musisz się pan przechadzać, panie Gerard.
— Ależ ja i tak się przechadzam.
— Ba, ba, po ogrodzie, po lasku Sevres, Bellevue, Ville-d’Avray... Przechadzki bezpożyteczne, ponieważ nie obracają się na korzyść ani bliźnich, ani rządu.
— Doprawdy! odparł Gerard, ażeby powiedzieć cośkolwiek.
— Nie trzeba tracić w ten sposób czasu, ja ci wskażę cel twoich wycieczek.
— Aha!
— Tak, i starać się będę urozmaicić je, jak tylko można.
2*