— Zaraz się dowiesz, idź tylko bacznie za wątkiem mego opowiadania.
Hrabia dobył tabakierkę, a Petrus gotował się nie stracić ani wyrazu z tego co stryj mówił.
Generał Herbel z rozkoszą zażył tabaki, strzepał z żabota ostatni ślad proszku i mówił dalej.
— Umieszczono więc chłopca w jednem z pierwszych kolegiów paryskich, i oprócz nauki szkolnej, dodano mu nauczyciela języka niemieckiego, angielskiego i muzyki: tak dalece, że wydatek roczny doszedł aż do dwóch tysięcy pięciuset franków. Ojciec więc żył z pięciuset; co go obchodził posiłek fizyczny, byle syn jego miał moralny dostatek. Młodzieniec skończył jako tako szkoły: był nawet dosyć dobrym uczniem; ojciec też w nagrodę wszystkich swoich poświęceń, wdychał w siebie pochwały o gorliwej pracy i dobrem postępowaniu syna. W ośmnastym roku wyszedł z kolegium, umiejąc trochę po grecku, trochę po łacinie, trochę po niemiecku i po angielsku. Uważaj, ze z tego wszystkiego umiał tylko trochę, za tysiąc frankow, które ojca kosztowała edukacja synowska, a trocha nie jest to dosyć. W zamian, przyznać trzeba, iż uczynił wielkie postępy na fortepianie tak, że kiedy go ojciec zapytał czem chce być, odpowiedział śmiało i bez namysłu. „Muzykiem!“ Ojciec nie tak bardzo wiedział, co to jest muzyk; artysta tak się nazywający przedstawiał mu się zawsze, jako dający koncert pod gołem niebem na basetli, na arfie lub skrzypcach. Ale mało go to obchodziło. syn jego chciał być muzykiem; miał prawo wybrać sobie stan. Zapytał młodzieńca u kogo chce się dalej uczyć muzyki; ten wskazał najpierwszego pianistę owego czasu. Z trudnością zgodził się maestro dawać trzy lekcje tygodniowo po dziesięć franków; dwanaście lekcyj na miesiąc, to znaczyło sto dwadzieścia franków. Na szczęście ojciec w tym czasie otrzymał podwyższenie płacy o sześćset franków. Bardzo się z tego uradował. Ponieważ mógł żyć dotąd za pięćset franków rocznie, reszta więc mogła