tysiąc, po pięć franków, piętnaście udzielił koncertantowi: było to dla jego rodziny i przyjaciół. Rozumie się, że poczciwy ojciec siedział na pierwszej ławce. To musiało zapewne podbudzać naszego debiutanta, bo dokazywał cudów. Powodzenie było ogromne; przedsiębiorca więc poniósł kosztów sto pięćdziesiąt franków, a zebrał sześć tysięcy. „Zdaje mi się, odezwał się nieśmiało nasz muzyk do przedsiębiorcy, że mieliśmy sporo osób na koncercie“. „Po większej części darmo “, odpowiedział wydawca.
— Doskonale!... odezwał się Petrus, widać, że w muzyce, to tak samo jak w malarstwie. Wszak stryj przypomina sobie moje powodzenie na wystawie 1824 roku?
— I jak!
— Otóż, jeden obrzydliwy handlarz kupił mój obraz za tysiąc dwieście franków, a sprzedał go za sześć tysięcy.
— Tak, ale to jeszcze pytanie, czy dostałeś te tysiąc dwieście franków?
— Było zawsze o kilka dukatów mniej, odliczywszy koszt płótna, ramy i modelu.
— Zatem, rzekł generał z miną coraz bardziej chytrą, nowe podobieństwo, kochany Petrusie, między tym młodym muzykiem a tobą.
I generał jak gdyby był uradowany tą przerwą, dobył tabakierkę, wziął końcem arystokratycznych palców szczyptę tabaki i pociągnął, wymawiając, rozkoszne „a!“
— Od tej chwili, mówił dalej generał, nasz młodzieniec zyskał rozgłos. Wydawca byłby chętnie prowadził zaczęte wyzyskiwanie, ale to czego nie widział młodzieniec, dostrzegli jego przyjaciele, i jakkolwiek skromny, zrozumiał nareszcie, iż może latać o własnych skrzydłach. Jakoż, od tej chwili kompozycje fortepianowe, lekcje i koncerty, szły razem, a młodzieniec w dwudziestym czwartym roku życia doszedł do tego, iż zarabiał rocznie po jakie sześć tysięcy franków, czyli dwa razy tyle, co zarabiał jego ojciec mając lat pięćdziesiąt. Teraz pierwszą myślą młodzieńca było oddać, co ojciec na niego wyłożył. Żył długi czas za tysiąc siedmset franków rocznie, mógł tedy żyć wspaniale