— Ratuj! ratuj! nie zgubisz przecież ziomka, kiedy dosyć ci rzucić sznur, aby go uratować.
— No, zwróć się ku tyłowi.
— O! mój Boże! czy to nie ty, Pitcaern?
— A no ja, rzekł majtek zdziwiony, a ty kto jesteś?
— Kto jestem?... Liny! Zagłębiam się! tonę... li...
Po raz drugi fala przeszła nad głową płynącego.
— Masz, masz linę! Trzymasz ją?
Usłyszano chrząknięcie tonącego, który chce odpowiedzieć, ale któremu drogi oddechowe zatkała woda.
— Dobrze! odezwał się Pitcaern, nie puszczaj. Nie tęgi widzę z ciebie pływak, gdybym był wiedział, byłbym się zaopatrzył w fotel na zawiasach, ażeby wyciągnąć wielmożnego pana.
Ale majtek walijski zaledwie dokończył swego konceptu, aliści Herbel, przelazłszy przez bok sloopu, wziął swego przyjaciela Pitcaerna wpół, przewrócił go na pokład, i trzymając mu nóż na gardle, wołał po francusku do swych towarzyszów:
— Do mnie, przyjaciele! leźcie na statek; jesteśmy ocaleni!
Zbiegowie nie dali sobie dwa razy mówić, zbliżyli się i w jednej chwili wszyscy czterej stanęli na pokładzie sloopu.
Herbel trzymał Pitcaerna przewróconego pod kolanem, z nożem na gardle.
— Zwiążcie mi i zakneblujcie tego poczciwego chłopca, rzekł Herbel, tylko nie zróbcie mu najmniejszej krzywdy. Potem do Pitcaerna. Kochany Pitcaern, mówił Herbel, musisz nam przebaczyć to maleńkie podejście, jesteśmy nie zbiegowie angielscy, ale francuzi uciekający z pontonów. Owóż pożyczamy od ciebie tego sloopa dla odbycia maleńkiej podróży do Francji. Jak się tylko dostaniemy do Saint-Malo, albo do Saint-Brieuc, będziesz wolny.
— Ale jakim to sposobem, zapytali zbiegowie, załoga angielskiego sloopu mówi językiem dolno-bretońskim?
— To nie załoga angielskiego sloopu mówi językiem dolno-bretońskim, tylko my mówimy narzeczem walijskiem.
— Tyle teraz akuratnie wiem, co i przed tem, odezwał się Paryżanin.
— Czy chcesz dokładniejszego objaśnienia? spytał Herbel kneblując Pitcaerna z całą możliwą ostrożnością.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1352
Ta strona została przepisana.