świętszej Panny z Saint-Brieuc, ja jestem Piotr Herbel, rzekł, a przybywam zdaleka!
I cały zlany wodą, rzucił się w objęcia starego marynarza.
Sloop stał tak blisko łodzi, że czterej towarzysze Herbela, mogli widzieć ten uścisk synowski.
— Niech żyje Francja! krzyknęli jednogłośnie.
Okrzyk doszedł aż do łodzi.
— Niech żyje Francja! odkrzyknęli marynarze z łodzi co przyjęła Herbela.
— A więc to i tam jeszcze siedzą przyjaciele? zapytał Berthaut.
— Spodziewam się! zaraz osądzisz sam.
Herbel dał znak sloopowi, ażeby zdążał.
Zbiegowie nie dali sobie tego dwa razy powtórzyć. W mgnieniu oka statek okrył się żaglami i zbliżył do portu, już nie przy buku muszkietów, ale przy okrzykach: „niech żyje Francja!“
Cała ludność z Beaumont wyległa.
Zbiegowie stanęli w przystani.
Piotr Herbel ucałował ziemię, tę wspólną matkę, tak, jakby to uczynił jakiś dawny Rzymianin. Inni rzucili się w objęcia przybyłych. Paryżanin głównie zwracał się do kobiet.
Przez ten czas biedny Pitcaern bardzo smutno spoglądał na ogólną radość.
— Ej! rzekł stary Berthaut, co to za jeden, ten tam kormoran, który nie miesza się do naszej uroczystości?
— Jest to, śmiejąc się odpowiedział Herbel, anglik, który nam pożyczył swego statku.
— Pożyczył! rzekł Berthaut, anglik pożyczył wam swego statku? A niechaj że pójdzie, uwieńczymy go różami.
Herbel zatrzymał Berthauta, który w zapale swoim chciał Pitcaerna przycisnąć do serca.
— To jest, uważasz, rzekł Herbel, on nam to tak pożyczył, jak my wyspy Jersy pożyczamy królowi Jerzemu, gwałtem.
— O! to znowu co innego, odparł Berthaut. Ha! ha! to ty nietylko sam uciekasz, ale uciekając zabierasz jeńców! To więc twoja rzecz. Dzielny marynarz i dzielny sloop, dalipan! Ten sloop wart jest dwadzieścia pięć tysięcy
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1358
Ta strona została przepisana.