dnostajność obecna zwiększała się jeszcze sumą radości straconych.
Koniec tedy lata upłynął bardzo wolno, na rachowaniu dni, które rozdzielały ich jeszcze od powrotu dziewczęcia. Powrót ten, jak powiedzieliśmy, naznaczony był na dzień 5-go lutego 1827 roku.
Ślub miał się odbyć nazajutrz.
Napisano do proboszcza w Bouille, prosząc zarazem o pozwolenie i o błogosławieństwo. Pozwolenie przysłał i powiedział, że zrobi co tylko będzie mógł, ażeby sam przywiózł błogosławieństwo.
Dnia tedy szóstego lutego, Justyn miał być najszczęśliwszym z ludzi.
Jednego dnia kiedy wracał z Wersalu, gdzie odwiedzał Minę wraz z panem Millerem, zastał ją tak ładną, tak wesołą, tak kochającą, że od tej chwili pod pewnym względem wróciła wesołość w rodzinie.
Nadchodził styczeń. Jeszcze tylko pięć tygodni oczekiwania, jeszcze trzydzieści siedm dni cierpliwości, a Justyn miał dojść do szczytu szczęśliwości ludzkiej.
Przytem jedna rzecz jeszcze miała sprawić rozrywkę poczciwej rodzinie. Były to przygotowania do ślubu.
Justyn i matka byli tego zdania, ażeby uprzedzić Minę o zmianie, jaka miała zajść w jej życiu, ale Celestyna i sędziwy nauczyciel odpowiedzieli: „Niepotrzeba!“
Nadto, wyznać trzeba, każde z nich obiecywało sobie wielką radość, ze zdziwienia kochanego dziecka, kiedy w dniu 6-go lutego, zrana, wydobędą z szafy białą sukienkę, bukiet róż białych i wieniec z kwiatu pomarańczowego.
Od początku stycznia myślano już więc nad tem, jak umieścić nowożeńców.
Było w tym samym domu i w tej samej sieni małe mieszkanko, podobne do tego, jakie zajmowała matka z siostrą, złożone z dwóch pokoi, jakby umyślnie dobranych dla dwojga młodych ludzi. Mieszkanie to zajmowała uboga rodzina, bardzo rada, że się będzie mogła wynieść, gdyż Justyn zobowiązał się zapłacić za czas, za który była dłużną właścicielowi.
Opróżniono to mieszkanie 9-go stycznia, a Justyn namyślał się nad jego urządzeniem; był tylko już miesiąc czasu.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/136
Ta strona została przepisana.