Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1365

Ta strona została przepisana.

— Ale, odezwało się kilku niecierpliwszych majtków, dlaczegożbyśmy nie mieli na niego zaczekać zaraz, kapitanie?
— Ha! to wasza rzecz, moje dzieci, jeżeli mnie bardzo poprosicie, to wam nie odmówię.
— Śmierć anglikom! niech żyje Francja! krzyknęła cała załoga.
— A więc, moje dzieci, rzekł kapitan Herbel, będzie to nasz deser. Zjemy naprzód obiad, a z uwagi na uroczystość chwili, każden otrzyma podwójną rację wina i kieliszek rumu. Czy słyszysz, szafarzu?
W kwadrans potem wszyscy byli przy stole i zajadali z takim apetytem, jakby dla wielu z nich, podobnie jak dla Leonidasa, obiad ten nie miał być ostatnim.
Obiad był prześliczny.
Przypomniał on Paryżaninowi najradośniejsze chwile jego dzieciństwa; on też w imieniu całego towarzystwa i za pozwoleniem kapitana, prosił swego kolegę, majtka Piotra Berthaut, przezwanego Monte-Hauban, aby zaśpiewał jednę z tych charakterystycznych piosnek morskich, które jak lądowe „Caira“, trzymały środek pomiędzy „Marseillaise“ i „Carmagnole“.
Piotr Berthaut wstał, nie dając się bynajmniej prosić i głosem dźwięcznym, jakby na trąbce, zaśpiewał tę piosnkę wesołą i zarazem straszną.
Żeby jednak nie uchybić prawdziwości, powiedzmy, że pomimo całej przyjemności, jakiej doznawała załoga w ogóle, a Paryżanin w szczególności, przy słuchaniu tego malowniczego śpiewu, taka się okazała niecierpliwość, że kapitan zmuszony był nakazać milczenie swym ludziom, by wirtuoz mógł dospiewać ósmą zwrotkę.
Pamiętamy, że Piotr Berthaut był ulubieńcem kapitana; kapitan nie chciał przeto, aby mu ubliżano. Dzięki tej protekcji, Berthaut przespiewał nietylko ósmą, ale dziewiątą i dziesiątą zwrotkę. Na tem przestał.
— To już koniec, kapitanie, rzekł.
— Czy istotnie koniec? zapytał Herbel.
— Istotnie.
— Nie potrzebujesz się zatrzymywać, gdyby były jeszcze jakie zwrotki, mówił kapitan, mamy czas.
— Nie ma żadnych.
Kapitan spojrzał naokoło.