Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1367

Ta strona została przepisana.

Ponieważ Piotr Berthaut doskonale celował, on to głównie walił z dział dwudziestocztero-funtowych; a że gdy strzelał z jednego, przez ten czas nabijano drugie, więc kapitan stojący na wywyższeniu, miał przyjemność widzieć ślizgające się bez przerwy kule na pokładzie nieprzyjacielskim, po żaglach, po tułowiu, według tego, jak zakomenderował: „Wyżej, Piotrze!“ albo: „Niżej, Piotrze!“
— Czy słyszycie? rzekł kapitan do marynarzy.
— Co, kapitanie?
— Co mówi Paryżanin.
— A co on mówi, kapitanie?
— Mówi, że anglik ma dziesięć zębów więcej, niż my.
— A nasze dwa moździerze, kapitanie, czy to za nic się liczą? rzekł Piotr Berthaut.
— Więc powiadacie, dzieci, że nie mamy co zajmować się temi jego dziesięcioma zębami?
— Ani innemi, rzekł Piotr Berthaut.
— Jakkolwiekbądź, rzekł kapitan, musimy się nasamprzód dowiedzieć z kim mamy do czynienia. Potem wracając do Paryżanina: Słuchajno! Ty który znasz wszystkie statki tych psów heretyckich, tak jakbyś im służył w kumy nie mógłbyś powiedzieć, jak się ten nazywa?
Paryżanin przyłożył lunetę do oka, wybadał bryg z uwagą dowodzącą z jak gorącem upragnieniem chciał odpowiedzieć ufności kapitana.
— Kapitanie, rzekł, to korweta „Kalypso.“
— Brawo! zawołał Piotr Herbel. A więc, moje dziecię będziemy ją pocieszać po odjeździe Ulyssesa.
Załoga nie wiedziała co znaczą te wyrazy, ale domyśliła się, że to jeden z tych dzikich konceptów, któremi lubił rzucać Piotr Herbel w chwili groźnego starcia. Przyjęto więc słowa kapitana okrzykiem tak potężnym, jak ten, co wydany niegdyś na Forum rzymskiem, ogłuszył przelatującego kruka, tak, że padł na bruk.
Inny namyślałby się długo przed zmierzeniem się z nieprzyjacielem silniejszym, ale wyższość statku nieprzyjacielskiego, dawała przeciwnie, Herbelowi zadowolenie, jakie uczuwa każdy dzielny mąż, na widok godnego siebie przeciwnika.
Jak tylko więc okrzyk ucichł, kapitan z zadowoleniem patrząc na spiżowe twarze, na te oczy ogniste, na zęby iskrzące dokoła siebie: