sterunkach, uzbrojeni tak, jak być powinni. To działo się na pomoście.
Ale pod pomostem, to jest we wnętrzu statku, ruch był niemniejszy. Pootwierano składy prochu, pozapalano lonty, poprzygotowywano narzędzia na wypadek uszkodzenia okrętu.
Utworzył się zastęp pieszy: byli to najroślejsi i najsilniejsi majtkowie „Pięknej Teresy.“ Każdy wziął broń swego wyboru: jeden topór, drugi bosak, inny lancę. Rzekłbyś, grupa olbrzymów, każdy z próbką broni zaginionej.
Kapitan Herbel, z rękami w kieszeniach, w kaftanie aksamitnym, jak spokojny mieszczanin z Saint-Malo przechadzający się w niedzielę po tamie, odbył przegląd statku, każdej gromady, dając znaki zadowolenia, rozdawał tytoń z ogromnego pęcherza. Po odbytem przeglądzie:
— Dzieci moje, rzekł, wiecie, że ja prawdopodobnie kiedyś się ożenię?
— Nie, kapitanie, o tem wcale nie wiemy, odpowiedzieli marynarze.
— Więc zawiadamiam was.
— Dzięki, kapitanie. A kiedy ślub?
— O! co do tego, jeszcze nie wiem, ale wiem jedną rzecz.
— Jaką, kapitanie?
— Oto jeśli się ożenię, to z pewnością pani Herbelowa urodzi syna.
— Nie wątpimy o tem, odrzekli majtkowie.
— Otóż przyrzekam wam, koledzy, że drugi, który wskoczy na pokład „Kalypso,“ będzie chrzestnym ojcem mego syna.
— A pierwszy? zapytał paryżanin.
— Pierwszemu, odpowiedział kapitan, rozwalę głowę toporem, nie dopuszczę, aby tam gdzie ja się znajduję, ktoś przechodził przedemną. O tem dowiedziawszy się, moje dzieci, zepchnijcie tam jeszcze kilka żagli, bo inaczej anglik nigdy się do nas nie zbliży tak, abyśmy mogli rozpocząć gawędkę.
— Aha! rzekł Paryżanin, widzę, że kapitan chce zagrać w kręgle. Na miejsce, Piotrze Berthaut!
Piotr Berthaut spojrzał na kapitana, by zobaczyć, czy ma wziąć za rozkaz wezwanie Paryżanina. Herbel skinął głową.
— Kapitanie?... rzekł Piotr Berthaut.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1369
Ta strona została przepisana.