Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1374

Ta strona została przepisana.

Paryżanin, bo oto nadciąga noc, a do roboty, która nas czeka, dobrze jest widzieć, gdzie człowiek ma nogę postawić.
— A ponieważ byliście grzeczni, rzekł kapitan, przyrzekam wam fajerwerk.
Jakoż zmierzch nadszedł i noc się zbliżała z szybkością właściwą szerokościom zwrotnikowym.
Ponieważ noc, bez księżyca, groziła, że będzie bardzo ciemna, przeto kapitan Herbel, dla pokazania anglikom, że nie jest bynajmniej jego zamiarem zginąć w zmroku, kazał na masztach zawiesić latarnie.
Zapalono latarnie.
Anglik nawzajem, dla pokazania, że partję uważa dopiero za rozpoczętą, zatknął również pochodnie.
Z obu stron oczekiwano wschodu księżyca z niecierpliwością.
Statki zwinęły żagle; wydawały się pośród ciemności, niby dwa obłoki suwające się po głębinie, obłoki straszne, które w łonie swym kryły błyskawice i burze.
O jedenastej wszedł księżyc. Jednocześnie łagodne światło rozlało się w powietrzu, morze zabłysło srebrem. Kapitan wydobył zegarek.
— Dzieci, rzekł, powiedziałem, że o kwadrans na dwunastą „Kalypso“ będzie wzięta, o w pół do dwunastej spoczniemy w naszych hamakach: nie mamy więc czasu da stracenia. Nie zajmujmy się nieprzyjacielem; zrobi on co zechce. A my tyle oto mamy do zrobienia... Czy Piotr Berthaut przeprowadził swój zaprzęg na przód?
— Tak, kapitanie, odpowiedział Piotr.
— Nabite kartaczami?
— Tak, kapitanie.
— Idziemy więc prosto na anglika. Piotr Berthaut najpierw powita go pieśnią swych sułtanek. Poślemy mu potem salwę z prawego boku. Odwrócimy się natychmiast, zetkniemy się z nim, zarzucimy haki, i poślemy mu drugą salwę z lewego boku. Ponieważ stracił wielki maszt, a przeto lekkim jest jak człowiek ze złamaną nogą i pośle nam odpowiedź z lewego boku jedynie; zróbcie dobry obrachunek, a przekonacie się, że lubo on ma więcej dział, my będziemy mieli ośm strzałów więcej. Teraz, ruszajmy, reszta należy do mnie. Dalej! dzieci, naprzód! i niech żyje Francja!