Czwarta łódka, kapitan i ostatnia część załogi wyskoczyli razem ze statkiem.
Herbel i jego towarzysze prowadzili oczyma za trzema statkami, dopóki w czarnej przestrzeni nie stracili ich z oczu. Wtedy, dobywając zegarek:
— Moje dzieci, rzekł kapitan, już po północy; no, ale w dnie uroczyste wolno iść spać nieco później.
A teraz, jeśli nas kto zapyta, dlaczego kapitan Herbel, zamiast wziąć do niewoli trzy czwarte załogi „Kalypso“, pozwolił jej się oddalić, powiemy, że „Piękna Teresa“, dźwigająca już i tak stu dwudziestu ludzi, nie mogła się przeładowywać jakąś seciną jeńców. Nareszcie, jeżeli nie poprzestając na tej odpowiedzi, niektórzy więcej wymagający zapytaliby się, dlaczego więc kapitan Herbel, mogąc trzema wystrzałami armatniemi, zatopić te trzy łodzie, nie uczynił jednak tego, tym odpowiemy...
Nie, nie odpowiemy wcale.
Przez dziesięć lat po wypadkach, któreśmy opisali, kapitan Herbel szedł coraz dalej po drodze, jaką obrał. Poprzestaniemy na wymienieniu według spółczesnych dzienników, następujące jego zdobycze:
„Św. Sebastjan“, okręt portugalski idący z Sumatry do Ile-de-France, którego ładunek wart był trzy miljony. Na swoją część otrzymał czterykroć sto tysięcy.
„Szarlotta“, okręt holenderski o trzystu sześćdziesięciu beczkach, 12-stu działach i siedmdziesięciu ludziach załogi. „Szarlotta“ sprzedaną została za sześćkroć sto tysięcy.
„ Orzeł“, goeletta angielska sto sześćdziesiąt beczek, sprzedana za sto pięćdziesiąt tysięcy franków.
„Św. Jakób“ i „Karol III-ci“, statki hiszpańskie, sprzedane za sześćkroć sto tysięcy franków.
„ Argos“, „Herkules“, „Glioriosus“, statki angielskie, itd.
Do tej listy, ogłoszonej przez urzędowe dzienniki ówczesne, moglibyśmy dołączyć nomenklaturę trzydziestu czy czterdziestu innych łupów; ale nie było zamiarem naszym pisać biografji kapitana Herbel: pragniemy tylko dać wyobrażenie o jego charakterze.