Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1379

Ta strona została przepisana.

Wróciwszy do Saint-Malo podczas zimy 1800 roku, ze swym wiernym Piotrem Berthaut, otrzymał od swych współziomków wszelkie możliwe dowody współczucia. Czekał na niego nadto list pierwszego Konsula, wzywający go do Paryża.
Bonaparte zaczął od powinszowania marynarzowi jego świetnych wycieczek, potem ofiarował mu szlify kapitańskie i dowództwo jednej z fregat rzeczypospolitej.
Ale Herbel potrząsnął głową.
— Czegóż więc pan żądasz? zapytał Konsul zdziwiony.
— Trudno mi to odrazu wysłowić, generale, odpowiedział Herbel.
— Jesteś więc bardzo ambitny?
— Przeciwnie, uważam, że to, co mi ofiarujesz, jest dla mnie za wysokie.
— Więc nie chcesz służyć Rzeczypospolitej?
— Owszem, ale chcę jej służyć według siebie.
— Jakto?
— Jako korsarz... Pozwól mi generale, powiedzieć całą prawdę.
— Proszę.
— Ja, dopóki rozkazuję, jestem doskonałym marynarzem: od chwili gdy będę musiał słuchać rozkazów, nie będę wart ani tyle, co ostatni z moich majtków.
— Trzebaż przecie zawsze kogoś słuchać.
— Jednakże obywatelu generale, oświadczył kapitan, dotąd słuchałem tylko Boga, i to, kiedy przemawiał do mnie ustami swego pierwszego oficera służbowego, to jest wiatru, ażeby zwinąć żagle i płynąć na sucho; a czasami nawet, tak mnie ciężko trapi szatan nieposłuszeństwa, że pozwalałem sobie ściskać morze niższemi żaglami. To znaczy, że gdybym był kapitanem fregaty, musiałbym oprócz Boga, słuchać jeszcze mojego wice-admirała, admirała, ministra marynarki, i sam nie wiem kogo jeszcze: a to za wiele panów jak na jednego sługę.
— Widzę, odezwał się pierwszy Konsul, że pan nie zapomniałeś, iż pochodzisz z rodu Courtenay, i że przodkowie twoi panowali w Konstantynopolu.
— Prawda, obywatelu generale, nie zapomniałem.
— Nie mogę cię jednak mianować cesarzem Konstantynopolitańskim, chociaż sam właśnie o mało nie postąpiłem odwrotnie do tego, jak postąpił Baldwin, to jest o mało,