„Przyjmij pan i t. d.
Tedy w razie gdyby Napoleon Bonaparte wzbraniał się poddać rozkazowi, który go wypędzał z Francji, generał Becker miał możność wziąć go za kołnierz i pociągnąć gwałtem.
Napoleon opuścił głowę na piersi. Minęło kilka minut; zdawał się być pogrążony w głębokiej zadumie. Kiedy podniósł głowę, generał Becker już wyszedł dla odpowiedzenia komisji, sam tylko Sarranti stał przed nim.
— Czegóż chcesz jeszcze odemnie? zapytał go cesarz.
— W Malmaison chciałem ocalić Francję, tu chcę ciebie ocalić, Najjaśniejszy panie.
Cesarz zżymnął ramionami; zdawał się zupełnie schylony pod ciężarem doli swojej.
— Mnie ocalić, Sarranti? rzekł. Pogadamy o tem w Stanach Zjednoczonych.
— Tak, ale ponieważ wasza cesarska mość nie przybędziesz nigdy do Stanów Zjednoczonych, to pomówmy o tem lepiej tu...
— Jakto, nie przybędę do Stanów Zjednoczonych?... Kto mi przeszkodzi?
— Eskadra angielska, która za dwie godziny blokować będzie port Rochefort.
— Kto ci o tem powiedział?
— Kapitan fregaty, która tylko co weszła do przystani.
— Czy mogę rozmówić się z tym kapitanem?
— Czeka na rozkazy waszej cesarskiej mości.
— Gdzie?
— Tu, najjaśniejszy panie.
I Sarranti wskazał na drzwi od swego pokoju.
— Niech wejdzie, rzekł cesarz.
— Czy wasza cesarska mość życzy sobie rozmówić się z nim długo i szeroko?
— A czyż nie jestem więźniem? zapytał Napoleon z goryczą.
— Po tej wiadomości, jaka ci została zakomunikowaną, najjaśniejszy panie, nikt się nie dziwi, że się wasza cesarska mość zamknąłeś.
— Spuść więc zasuwkę i wprowadź swego kapitana.