tak jak Ludowika i moja, tak jak żadnego z młodzieńców, którzy się szanują, lub robotników, którzy zajęci są pracą.
— Amen! odezwał się Petrus ziewając.
— Ziewaj i drwij wiele ci się podoba; produkuj się ze swemi imaginacyjnemi wadami dla olśnienia galerji, gdyż słyszałeś, że wszyscy wielcy ludzie mieli wady, że Andreo del Sarto był złodziejem a Rembrandt lichwiarzem; pozuj sobie przed kim chcesz, jeżeli pozowanie wchodzi w skład twego rzemiosła; ale przed nami, którzy wiemy, że jesteś poczciwym chłopcem, przedemną, który cię kocham jak młodszego brata, pozostań tem czem jesteś, Petrusie: szczerym i naiwnym, wrażliwym i pełnym zapału. E! mój drogi, jeżeli wolno komu się opuścić, mojem zdaniem nie wolno jest nigdy, to wtedy tylko, kiedy kogo wypędzą jak Danta, zapoznają jak Machiawela, lub zdradzą jak Bajrona. Czy ciebie kto zdradził, zapoznał lub wygnał? Czy ty spoglądasz na życie od strony smutnego i pustego horyzontu? Czy w twych rękach stopiły się miljony, za cały ślad na ręce twej pozostawiając brud niewdzięczności lub bliznę rozczarowania? Nie! Jesteś młodym, zbywasz swoje prace malarskie, kochanka cię uwielbia, rząd zamówił u ciebie „Śmierć Sokratesa,“ zgodziliśmy się, że Ludowik stanie na Fedona, a ja na Alcybiadesa; czegóż u djabła chcesz więcej?... Wieczerzać w knajpie? Zgoda, chodźmy, mój drogi! Będzie z tego jeden przynajmniej rezultat: takiego cię to nabawi wstrętu, że nigdy tam za życia nie wrócisz!
— Czy skończyłeś już, człowieku czarno ubrany? zapytał Petrus.
— Prawie.
— Chodźmy więc.
Petrus ruszył naprzód nucąc piosnkę pół bachancką, pół rozwięzłą, jak gdyby dla dowiedzenia samemu sobie, że poważna i pełna czułości lekcja jaką odebrał od Jana Roberta, nic na niego nie poskutkowała.
Z ostatnią zwrotką zatrzymali się jak raz przed Gościnnym Dworem; wpół do pierwszej biło na wieży kościoła św Eustachego.
— A teraz, rzekł Ludowik, który jak widzieliśmy, mało brał udziału w rozmowie, a będąc umysłu zastanawiającego się i badawczego, łatwo dał się prowadzić tam gdzie go kierowano, pewny, że gdziekolwiek się uda, czy to sta-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/14
Ta strona została przepisana.