Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1412

Ta strona została przepisana.

— Że będzie jeden znakomity bandyta mniej na świecie.
— Mój ojcze! mój ojcze, mówił z cicha Petrus. Potem zwracając się do generała: Stryju mój, rzekł, łajałeś mnie przed chwilą, i miałeś słuszność, gdybym ja cię teraz połajał naw zajem, powiedz, czy nie miałbym słuszności?
Generał stłumił lekki kaszel, który zawsze go napadał, ilekroć był zakłopotany i nie wiedział co powiedzieć.
— Powiedz mi, odezwał się do brata, czy istotnie tak źle jest ten twój Surcouf? Juźciż ja wiem, że to był rycerz i miał swoje dobre strony, niby Jan Bart, i tego tylko mu brakowało, żeby był służył dobrej sprawie.
— On służył sprawie ludu, mój bracie! sprawie Francji!
— Sprawie ludu! sprawie Francji! tym obszarpańcom zdaje się, że to już wszystko, jak powiedzieli lud, Francja. Zapytaj swego syna Petrusa, pana arystokraty, który trzyma lokai w liberji i powóz herbowy, czy nie ma we Francji czego innego prócz ludu.
Petrus zaczerwienił się po same białka.
Kapitan zwrócił na syna spojrzenie łagodne i pytające.
Petrus zachował milczenie.
— On ci to powie, jak pozostaniecie sami, a i wtedy bez wątpienia przyznasz mu słuszność.
Kapitan wstrząsnął głową.
— Ja mam tylko jego jednego, bracie Courtenay, rzekł, i to wykapany portret matki.
Była to znowu jedna z tych odpowiedzi, na które generał nie wiedział co odrzec. Kaszlnął i rzekł:
— Pytałem więc, czy tak bardzo źle jest ten twój przyjaciel Surcouf, że to ci przeszkadza nawet przyjść do mnie z Petrusem na obiad?
— Bardzo źle, mój bracie, odrzekł smutno kapitan.
— To co innego powiedział generał wstając, pozostawiam cię z synem, bo ja to pierwszy oznajmiam ci, że macie nie mało do oprania brudnej bielizny w kółku rodzinnem; jeżeli pozostaniesz i zechcesz zjeść ze mną obiad, czekam cię z upragnieniem, jeżeli odjedziesz i już widzieć cię nie będę, to szczęśliwej drogi!
— Być może, iż się już dziś nie zobaczymy, rzekł Piotr Herbel.
— No to przecież uściskaj mnie, stary złoczyńco!
I otworzył bratu ramiona, w które zacny kapitan rzucił się z głęboką czułością połączoną z szacunkiem, jaki