— Usiądź jeszcze, ojcze; dyliżans odchodzi o siódmej wieczorem, a dopiero druga; masz więc pięć godzin przed sobą.
— Tak mniemasz? rzekł kapitan sam dobrze nie wiedząc co odpowiada.
I machinalnie wydobył z kieszeni zegarek srebrny ze stalowym łańcuszkiem, który miał po ojcu.
Petrus wziął zegarek i ucałował go. Ileż to razy dzieckiem będąc, z naiwnem zdziwieniem przysłuchiwał się ruchowi tego dziedzicznego zegarka? Wstydził się złotego łańcucha, który miał na szyi, zegarka z brylantowemi herbami.
— Kochany zegarek! mówił Petrus.
Kapitan nie rozumiał.
— Czy chcesz go? zapytał.
— O! zawołał Petrus, zegarek, który wskazywał godziny twych walk, chwile twych zwycięztw, zegarek, podobny do ruchów twego serca, który nigdy nie bił żywiej w czasie niebezpieczeństwa jak w pokoju, ja go nie jestem godzien. O! nie, mój ojcze, nigdy! nigdy.
— Zapominasz o dwóch godzinach, które także wskazywał, Petrusie, i które są jedynemi datami życia mego, jakie pamiętam; godzina twego urodzenia; godzina śmierci twej matki.
— Jest jeszcze godzina, którą wskazywać będzie dla mnie i dla ciebie od dzisiaj: godzina, w której poznałem swą niewdzięczność, w której błagam cię o przebaczenie.
— Za co, moje dziecko?
— Przyznaj, ojcze, że ażeby dać mi te dziesięć tysięcy franków, musiałeś zrobić wielki wysiłek?
— Sprzedałem folwark, i na tem koniec, to mnie właśnie opóźniło.
— Sprzedałeś folwark? zawołał Petrus przerażony.
— No tak... Był on za wielki dla mnie samego. Gdyby żyła twoja biedna matka, albo gdybyś ty mieszkał ze mną, to co innego.
— A! ojcze, sprzedałeś folwark, który był po mojej matce.
— Ponieważ należał do twojej matki, przeto był twoją własnością.
— Ojcze mój!
— Ja nie mam już nic własnego, więc sprzedałem folwark za dwadzieścia pięć tysięcy franków.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1418
Ta strona została przepisana.