— Co za tryumf! zapytał Petrus.
— Kiedy mówię tryumf, powtórzył Jan Robert, powinienem raczej powiedzieć: zapał.
— O czem mówisz? zapytał Petrus z uśmiechem, boć nareszcie, jeżeli jest tryumf, chcę go obchodzić; jeżeli jest zapał, chcę go podzielać.
— Jakto, co za tryumf? co za zapał? Czyż zapomniałeś, że dziś rano miałem czytać aktorom w teatrze Porte-Saint-Martin?
— Nie zapomniałem, ale nie wiedziałem. A zatem tryumf aż do zapału?
— Ogromny tryumf, przyjacielu! Wszyscy jakby poszaleli. Przy drugim akcie Dante wstał i uścisnął mi rękę; przy trzecim Beatrix mnie ucałowała; wiesz, że to rola panny Dorval, nareszcie po skończonem czytaniu, wszyscy rzucili mi się na szyję.
— Brawo, mój ty drogi poeto!
— Przyszedłem podzielić się z tobą radością.
— Dziękuję, powodzenie twe więcej mnie cieszy niż dziwi. Przepowiedzieliśmy ci, Ludowik i ja.
I Petrus westchnął.
Wracając do swej pracowni, której jeszcze od przyjazdu nie widział, znalazłszy się wobec dzieł sztuki i fantazji zebranych z takim trudem, Petrus pomyślał, że będzie musiał porzucić to wszystko, a niczem niezamącona radość Jana Roberta wyrwała mu westchnienie z piersi.
— Słuchaj, rzekł Jan Robert, powróciłeś bardzo smutny z Saint-Malo drogi Petrusie, będę cię musiał z kolei zapytać: „co ci jest“?
— A ja znowu z kolei zapytam ciebie: Czy zapomniałeś?
— O czem?
— Otóż, kiedym zobaczył wszystkie te przedmioty, wszystkie graciki, wszystkie sprzęty, które muszę opuścić, wyznaję, że mi się serce krwawi.
— Musisz to opuścić, powiadasz?
— Bez wątpienia.
— Czy chcesz wynająć mieszkanie, wybierasz się w podróż?...
— Jakto, niewiesz?
— O czem?
— Salvator nic ci nie mówił?
— Nie.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1430
Ta strona została przepisana.