Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Jak siostra, jak narzeczona, jak kobieta, jak małżonka! Ona kocha mnie, dobry panie Millerze, o! jestem najszczęśliwszym z ludzi!
Justyn miał słuszność: w tej chwili doszedł on do kulminacyjnego punktu, który tak rzadko osiągają ludzie. Doszedł do szczytu szczęścia.
Tymczasem, mały groom ubrany w czarny surdut, w białe spodnie, w butach z wyłogami, w kapeluszu z czarnym galonem i z czarną kokardą, torując sobie drogę między aktorami tej sceny, zmierzał do panny Zuzanny de Valgeneuse, oddając jej mały zwitek papieru i ołówek.
— Od pana Loredana, rzekł, po angielsku, ma być odpowiedź.
Zuzanna rozwinęła papier, i nie zobaczyła na niem nic, tylko wielki znak zapytania. Zrozumiała. Pod znakiem zapytania napisała te kilka wierszy:
„Żenią się! Ona idzie za tego samego niezgrabiasza bakałarza! Pożegnaj się ze swą miłością!... co ci nie przeszkodzi wziąć ją później na swe usługi.

Z. de V.“

— Masz, Dick, zanieś to swemu panu, rzekła, to jest odpowiedź.
Justyn widział wszystko, ale niczego się nie domyślił; jednakże jakieś przeczucie nieznanego nieszczęścia, przeszło go jak dreszcz zimny. Poszedł do okna, by zobaczyć komu będzie oddany ten bilet.
Jakiś przystojny i wykwintny młodzieniec czekał w powozie. Był to zapewne Loredan de Valgeneuse. Usłyszawszy krok groom a odwrócił się, Justyn twarz jego zobaczył. Był to ten sam młodzieniec, który w dzień Bożego Ciała patrzył na Minę w tak dziwny sposób, że Justyn uczuł pierwsze żądło zazdrości, kłujące go w serce.
Mały groom oddał bilet panu, który przeczytawszy dał znak, ażeby usiadł na miejscu swem obok stangreta. Chłopak jeszcze nie usiadł, kiedy powóz popędził cwałem.

V.
Proboszcz z Bouillé.

Podczas, gdy te wydarzenia miały miejsce w małym domu na przedmieściu św. Jakóba, jakiś czcigodny siedm-