dziesięcioletni księżyna, dążył ulicą pod górę, pośród objawów ciekawości i uradowania, których daremnie szukał przyczyny.
Mieszkańcy przedmieścia, którzy na słowo aptekarki oczekiwali księdza od wczoraj, zaledwie spostrzegli sutannę i trójgraniasty kapelusz księdza Ducorneta, (było to nazwisko proboszcza z Bouillé), aliści jeden na drugiego zawołali, bliżsi słowem, dalsi giestem: „Ksiądz.“ A ponieważ nie rachowano już na niego po tak długiem oczekiwaniu, przeto widok jego, jakeśmy powiedzieli, sprawił najżywsze wrażenie.
Każdy zbliżał się, otoczono go, szedł jak ze świtą. Że zaś zdawał się spoglądać na lewo i na prawo, jakby dla zorjentowania się w ulicy, przeto jedna z kumoszek kłaniając się, rzekła:
— Dzień dobry jegomości!
— Dzień dobry, dobra niewiasto! odpowiedział czcigodny proboszcz.
A widząc, że jest przy numerze 300 ulicy św. Jakóba, zamiast być przy numerze 20 przedmieścia, szedł dalej.
— Ksiądz proboszcz zapewne na ślub? zapytała kumoszka.
— A tak, odrzekł ksiądz zatrzymując się.
— Na ślub z pod numeru 20? zapytała inna.
— Właśnie! odpowiedział ksiądz. I słysząc pół do dziesiątej bijące na wieży św. Jakóba, szedł dalej.
— Na ślub pana Justyna? zapytała trzecia kumoszka.
— Z panną Miną, której jegomość jesteś opiekunem? dodała czwarta.
Proboszcz patrzał na kumoszki z coraz większem zdumieniem.
— Dajcież raz dobrodziejowi pokój, gadatliwe kwoki! rzekł bednarz obijający wanienkę, widzicie przecie, że się spieszy.
— W istocie, spieszę się, odrzekł ksiądz. Jak też daleko to przedmieście św. Jakóba. Gdybym wiedział, byłbym wziął dorożkę.
— Ależ to już zaraz tu, księże proboszczu; kilka kroków tylko i zakręt.
— O, proszę spojrzeć; to tam, gdzie stoi ten żółty powóz.
— Niedawno, rzekł ktoś inny, stał tam drugi jeszcze powóz odkryty, z jakimś ładnym paniczem we środku, na koźle stangret wypudrowany, a do tego lokaj nie większy
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/149
Ta strona została przepisana.