Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/15

Ta strona została przepisana.

wią go w obec człowieka, czy w obec natury, wszędzie znajdzie przedmiot do spostrzeżeń lub marzeń; a teraz, musimy tylko uczynić wybór... Pójdziemy do Niquetta, do Baratta, czy do Bordiera?
— Bordiera mi zalecono, więc idźmy do Bordiera, rzekł Petrus.
— Idźmy do Bordiera! powtórzył Jan Robert.
— Chyba, że cię zwyczaj lub uczucie ciągnie do jakiego innego przybytku, skromny muz wychowańcze!
— O! wiesz przecie, że nigdy w życiu nawet nie byłem w tej okolicy... Więc mi to wszystko jedno! Wszędzie dadzą nam złą wieczerzę, nie mam przeto żadnego wyboru.
— Otóż jesteśmy. I cóż, czy ten szynk wydaje ci się dosyć brudnym?
— O, czarnym...
— A więc wchodźmy.
I ściągając kapelusz na ucho, Petrus wpadł do szynku ze swobodą, wprawą i bezczelnością dawnego bywalca zakładu.
Dwaj przyjaciele poszli za nim.

III.
Knajpa.

Szynk był pełen, więcej niż pełen, zapchany.
Dolna część, jakiej nie poznałbyś widząc ten piękny i zalotny magazyn, który dziś się w niej mieści, dolna część składała się z niskiej sali zadymionej, wilgotnej, cuchnącej, gdzie w niepojętej mieszaninie warczał tłum mężczyzn i kobiet, ubranych najrozmaiciej, między któremi jednak przemagały kostjumy handlarzy i rybaczek.
Niektóre z kobiet, a trzeba wyznać były to najzalotniejsze i najładniejsze, wydekoltowane aż do pasa, z rękawami zawiniętemi po łokieć, wyróżowane, obrzucone muszkami, niektóre z tych kobiet powiadam, głosem więcej męzkim, zaklęciem mocniej akcentowanym niżby to przypadało do ich jedwabnej sukni lub koronkowego czepka, objawiały podwójne przebranie: przebranie stroju i przebranie płci; lecz przez dziwne nadużycie fantazji karnawałowej, zapewne nie te właśnie najmniej fetowali mężczyźni składający blisko dwie trzecie części szlachetnego zgromadzenia.