— Powiedz mi tedy, czy twój poczciwy ojciec nie ma już ani grosza? To mnie nie dziwi. Kiedym się z nim rozstawał, był w trakcie poświęceń, a to prędzej ogałaca niż ruleta.
— Rzeczywiście, jego poświęcenie dla cesarza pozbawiła go większej części majątku.
— A reszta?
— Poszła prawie cała na moje wychowanie.
— Tak, że ty nie chcąc zupełnie ogołocić biednego ojca, a chcąc przecież żyć jak przystało na „cabalera“, zadłużyłeś się... Wszak tak, powiedz!
— Niestety!
— Dodajmy jeszcze miłość, chęć błyszczenia w oczach kobiety kochanej, pojechania za nią na bal w pięknym powozie?
— To nie do uwierzenia, ojcze chrzestny, jakie ty masz oko jak na marynarza!
— Marynarz jak marynarz, mój chłopcze, może mieć przecież serce, a czasem dwa:
„...Biadaż na nas, ludzi;
Zawsze ta miłość niepokój w nas budzi!“
— Jakto, ojcze chrzestny, umiecie na pamięć wiersze Cheniera?
— Czemu nie? W młodości byłem raz w Paryżu; chciałem widzieć pana Talmę. Powiedziano mi: „Dobrześ trafił; on dziś gra w tragedji Cheniera „Karol IX“. Ja na to: „Pójdźmyż zobaczyć „Karola.“ Podczas przedstawienia wszczyna się kłótnia, bójka, kułakowanie; wchodzi straż, mnie prowadzą do kozy, gdzie siedzę do dnia następnego. Nazajutrz rano powiadają mi, że się omylili i wyrzucają mnie za drzwi; po czem wyjeżdżam i wracam dopiero po trzydziestu latach. Pytam się o pana Talmę: „Umarł!“ Pytam się o Cheniera: „Umarł!“ Pytam się o „Karola IX“: „Zabroniony z wyższego rozkazu“. A! do djabła, myślę sobie, chciałbym jednak znać koniec „Karola IX “, którego widziałem tylko akt pierwszy. „To niepodobna, powiadają mi, ale jeżeli chcesz go przeczytać, nic łatwiejszego“. Cóż mam robić? „Kupić książkę“. Rzeczywiście, nie było nic łatwiejszego; wchodzę do księgarza: Proszę o dzieła Cheniera. „Oto są, panie“. Dobrze, myślę sobie; przeczytam to na pokładzie. Wracam na pokład, otwieram książkę, szukam: żadnej tragedji, same tylko wiersze, sie-