Faeton Petrusa czekał u drzwi.
Petrus prosił kapitana ażeby wsiadł, ale on podziękował mówiąc, że kazał garsonowi sprowadzić dla siebie dorożkę, by Petrusa nie pozbawiać faetonu. Daremnie się upierał, kapitan był niewzruszony.
— Do zobaczenia, mój chłopcze, rzekł Piotr Berthaut siadając w sprowadzony powóz, nie czekaj na mnie z położeniem się spać; jeżeli nie powiem dobranoc dziś wieczór, to ci powiem dzień dobry jutro rano. Ruszaj na Chaussee-d’Antin, do hotelu Havre, zawołał na dorożkarza.
— Do zobaczenia dziś wieczór! odpowiedział Petrus, przesyłając ręką pożegnanie kapitanowi. Potem szepnął do ucha swego stangreta: Tam gdzie wiesz.
Oba powozy ruszyły w kierunku przeciwnym: powóz kapitana w górę prawego brzegu rzeki, powóz Petrusa przerzynając rzekę po moście Tuilleries i dążąc lewym brzegiem ku bulwarowi Inwalidów.
Czytelnik najmniej nawet przenikliwy domyślił się zapewne, gdzie dążył młodzieniec.
Petrus zatrzymał się na rogu bulwaru, sam otworzył faeton, wyskoczył lekko na ziemię, i pozostawiwszy stangreta, zaczął odbywać zwykły spacer pod oknami Reginy.
Po godzinie takiej przechadzki, kiedy już lampa zgasła w jej pokoju, oddalił się.
Wróciwszy do domu, zastał kapitana Piotra Berthaut już zagospodarowanego w swojem mieszkaniu.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1527
Ta strona została przepisana.
Koniec tomu trzynastego.