słuszność, gdyż nawyknienie to okupywał Berthaut tylu przymiotami, że byłoby pedanterją ze strony Petrusa upominać go o wyrażenia.
— Więc nie brakuje ci nic, ojcze? zapytał.
— Zgoła nic! Kabina okrętu admiralskiego ani w połowie nie jest tak zaopatrzona, jak to wrzekomo kawalerskie mieszkanie, a to mnie odmładza o dwadzieścia lat.
—— Bodajbyś, drogi ojcze chrzestny, rzekł Petrus, tak odmładzał się w niem do nieskończoności.
— Ha! Teraz, kiedym zapróbował, nie powiadam „ nie;“ chociaż my, stare wilki morskie, lubimy zmianę.
Petrus nie mógł powstrzymać lekkiego skrzywienia.
— A! tak, rzekł kapitan, moje nawyknienie; tak, „my wilki...“ Bądź spokojny, poprawię się.
— O! nie krępuj się, ojcze!
— Nie, nie, znam ja swoje wady, a zresztą nie ty pierwszy wyrzucasz mi to nawyknienie.
— Zważ, ojcze, że ja, przeciwnie, nic ci nie zarzucam.
— Mój chłopcze, człowiek nawykły wyczytywać burzę na niebie na dwadzieścia cztery godzin przed jej wybuchnięciem, zdaje sobie sprawę z najmniejszej chmurki. Bądź więc spokojny; od tej chwili będę czuwał nad sobą, zwłaszcza przy ludziach.
— Ależ doprawdy, przykro mi...
— Czego? że twój ojciec chrzestny, chlubiący się ze swego kapitaństwa, jest tylko nieokrzesanym majtkiem? Ale serce ma dobre, będziesz miał tego dowód, chłopcze, rozumiesz?... Teraz idź spać; jutro będzie dzień, to pomówimy o twoich interesach, przyznaj tylko, że dziś z rana nie spodziewałeś się, żeby tu do ciebie twój chrzestny ojciec wjechał na pirogu.
— Jestem odurzony, w głowie mi się przewraca; wyznaję, ojcze, że gdybym cię nie widział przed sobą z ciałem i kośćmi, myślałbym, że śnię.
— Prawda? rzekł bez cienia pychy kapitan. A spuszczając głowę i zamyślając się, wymówił te słowa z głęboką melancholją: Wierz mi synu jeśli chcesz, że wolałbym mieć jakikolwiek talent, talent jak twój, niżeli posiadać te skarby niewyczerpane. Ilekroć myślę o swoim majątku, zawsze mi się przypomina ten wiersz nieocenionego La-fontaina:
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1533
Ta strona została przepisana.