„Wielkość i złoto, choć darzą rozkoszą.
Bynajmniej ludziom szczęścia nie przynoszą.“
— Hm, hm! odezwał się Petrus usposobiony walczyć przeciw opinji kapitana.
— Hm! hm! powtórzył tenże tym samym tonem, to jest że gdybym ciebie nie był znalazł, toby mnie dusiła cała ta fortuna. Nie wiedziałbym, co z nią robić; byłbym pewnie założył jaką pobożną instytucję, jaki dom schronienia dla niedołężnych żeglarzy. Ale znalazłem ciebie i mogę powiedzieć, jak Orestes: „Dola ma inne przybierze oblicze.“
Teraz zaś idź spać.
— Słucham cię ojcze, chętnie, bo jutro będę musiał wstać bardzo rano: sprzedaż ogłoszona na pojutrze, muszę więc uprzedzić taksatora; inaczej jutro przyszedłby wszystko pozabierać.
— Co pozabierać?
— A no sprzęty.
— Sprzęty! powtórzył kapitan.
— O! bądź spokojny, ojcze, rzekł śmiejąc się Petrus, twoje mieszkanie jest wyłączone.
— Mniejsza o to! Ale pozabierać twoje sprzęty, mój chłopcze! rzekł kapitan, marszcząc energicznie brwi. Chciałbym widzieć, żeby tu przyszedł kto, choćby majtek taksatorski, zabierać cobądź bez mojego pozwolenia! Kroćset chmur piorunowych! o toćbym jego skórę przerobił na piękne płótno żaglowe.
— Nie będziesz miał tego kłopotu, ojcze.
— Nie byłby to kłopot, ale przyjemność. No, dobranoc i do jutra! Przygotuj się wreszcie na to, że przyjdę cię zbudzić, bo my, wilki... ot znowu wpadam w moją nawyczkę!.., bo my, żeglarze, wstajemy z pierwszym brzaskiem jutrzenki. Uściskaj mnie i idź spać.
Petrus na ten raz usłuchał. Gorąco ucałował kapitana i poszedł do siebie.
Rozumie się, że przez całą noc śnił o Golkondzie, Potozie, Eldorado. Kapitan we śnie ukazał mu się w iskrzącym obłoku, jak genjusz kopalń djamentów. Pierwszą część nocy przebył w marzeniu rozkosznem, czarodziejskiem, pełnem przygód, jak w powieści arabskiej, ale ad całą tą fantazją panowała gwiazda promieniejąca, Regina.
Nazajutrz po dniu szczęśliwym, o brzasku jutrzenki, tak jak to było zapowiedziane, kapitan Monte-Hauban